Czego Johannes się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał. Oraz o tym, jak Berneńczycy budują swój nowy dworzec

Berno się zapycha. Niby małe, niby mieszkańców tu co kot napłakał, a jednak szturmują i szturmują dworzec kolejowy, aż (nie)miło. Rajcy miejscy uchwalili, że nie ma ten tego, trzeba zakasać rękawy, się wziąć do roboty i stary dworzec rozbudować. Nawet oficjalną fetę urządzili  z okazji rozpoczęcia prac budowlanych, też się przeszłam, a co, balony rozdawali. Rozpisują się o tym oczywiście w gazetach, bo berneński dworzec to drugi największy dworzec kolejowy w Szwajcarii, obsługujący dziennie 270 tysięcy pasażerów, a projekt zakłada wpuszczenie pociągów lokalnych pod istniejące obecnie tory dla pociągów dalekobieżnych. Przypomnieli w gazetach, jak to drzewiej bywało, jak ten dworzec wyglądał kiedyś i teraz i wtedy mnie olśniło. Szwajcarzy byli głupi! Tak samo głupi jak Polacy! 
Jeżeli Ci się do tej pory wydawało bracie Polaku, że tylko u nas w kraju nietrafione inwestycje i na co to komu taka zawalidroga do niczego nieprzydatna, to wiedz, że nie jesteśmy sami. Szwajcarzy popełnili dokładnie takie same błędy, co my i teraz się na nich uczą.
Obecny dworzec główny w Bernie został ukończony w 1974 roku po 17 latach budowy. Wcześniej stała w tym miejscu typowa, XIX wieczna hala kolejowa – wjazd był, ale już bez wyjazdu. Idąc z duchem czasu kolejarze postawili w środku miasta wielki klockowaty klocek, z przejazdem pociągów w tę i wewtę. Dobudowali tory, ba! nawet podmiejski dworzec obok zbudowali. Wszystko, żeby było wygodnie, sprawnie i szybko….pociągom. O komforcie pasażerów to raczej nikt wtedy nie myślał. Bo jaki komfort ma pasażer, biegnąc kilometrami podziemnych korytarzy we wszystkich możliwych kierunkach, próbując przeskoczyć z jednego pociągu na drugi? Oczywiście, sam do końca nie wie, gdzie biegnie, bo wszystkie te korytarze to jedna wielka plątanina.
Dlaczego jestem taka złośliwa dla berneńskich kolei? Bo ja, moi drodzy, jestem z Warszawy. I jak czytam, jak wyglądała rzeczywistość w latach 70 tych, to wypisz-wymaluj to, co mamy w wielce oświeconej polskiej stolicy. Żeby nie było, że warszawianka i się wymądrza, to proszę się spytać kogoś przyjezdnego, jak się poruszać po centrum Syrenkowa z Dworca Centralnego? Obczaił to ktoś kiedyś, które wyjście podziemne prowadzi na którą ulicę i jak się dostać z jednej strony dworca, na drugą? Dla niezorientowanych w temacie: przejść naziemnych NIE MA. Mało tego. W Warszawie mamy 3 dworce: kolei mazowieckich, dalekobieżnych i jeszcze lokalną wukadkę, co tylko niektórych szczęśliwców w zachodnie regiony Mazowsza zabiera. Szczęśliwców, bo wukadka ma swoje własne tory, przez co jest najbardziej punktualną koleją w Polsce (sic!). Wszystkie te trzy dworce mają tory położone koło siebie, tak że pasażerowie lokalni i nielokalni mogą sobie machać przez okna pociągów. Dobrze, że tory obok siebie, gorzej z dworcami. Dworce są położone jeden za drugim, nie obok siebie. I jeszcze perełka na torcie – na samym końcu peronowych ciągów jest metro, w poprzek. Dla ułatwienia, nie jest powiązane z żadnym dworcem. Przy dobrych wiatrach do Dworca Centralnego można dojść w 10 min, ale do wukadki z metra to już pewnie z półtora kilometra trzeba by biec. W końcu nikt nie twierdzi, że koleje są dla pasażerów. Są dla pociągów.
A nowy dworzec w Poznaniu ktoś widział? Piękny, doprawdy, futurystyczna architektura, ruchome schody i windy do….galerii handlowej. O tym, że pasażerowie z walizami z tych pięknych sklepów jakoś się powinni dostać na perony, to chyba ktoś zapomniał. Dworzec jest, ale w sklepie. A perony obok, już z normalnymi schodami. Serio, też nie mogłam w to uwierzyć.
To teraz wracając do Berna. Jak tu przyjechałam prawie trzy lata temu, to się zachwycałam, jakie to Berno postępowe. Ruch pieszy i rowerowy ma pierwszeństwo przed samochodami, wszędzie windy, setki stojaków na rowery, pasażerowie biegają między jadącymi tramwajami i autobusami i nikomu to jakoś nie przeszkadza. Nie słyszy się o spektakularnych przypadkach rozjeżdżania ludzi przez transport miejski. I teraz się właśnie dowiaduję, że wcale tak pięknie nie było. Przed głównym wejściem jeszcze do niedawna znajdował się parking dla samochodów. Podziemne korytarze i wyjścia dla pieszych ciągnęły się heeen wgłąb ulicy, żeby nie przeszkadzać jadącym samochodom. Ja tego nie widziałam. Ja widzę zieloną falę dla rowerzystów (dla ruchu 20 km/h), szerokie velopasy – tak szerokie, żeby mieściły się też obok przejeżdżające autobusy i tłumy ludzi wychodzące z dworca wprost na główny plac przesiadkowy w centrum, gdzie autobusy i tramwaje mają wspólne przystanki.
Czytam też raz na jakiś czas w polskich gazetach, jak to się władze Warszawy opierają wyprowadzaniu przejść dla pieszych na poziom ulicy, ograniczaniu ruchowi samochodów w centrum i tak sobie myślę, że kiedyś w końcu się ugną i zmienią zdanie.
Bo Szwajcarzy też kiedyś byli głupi, a teraz planują nowy dworzec przede wszystkim z myślą o pasażerach. Podziemne korytarze zostaną, nawet dobudują nowe, z nowymi wyjściami w innych częściach centrum. Jestem pewna, że w tych korytarzach będą setki sklepów i restauracji, bo od komercjalizacji nie da się dzisiaj uciec. Ale przynajmniej nikt nie będzie budował obok nowej galerii handlowej udając, że to dworzec z poczekalnią. Za to: każde nowe wyjście jest zaplanowane dla osób z niepełnosprawnością. Jako matka objuczona wózkiem z dziećmi też siebie do takich osób zaliczam, więc wszelkie rampy i windy są u mnie w wysokim poważaniu. Koło każdego z nowych wejść jest zaplanowany nowy parking rowerowy (obecnie w okolicach dworcach jest już około 5 tysięcy parkingowych miejsc rowerowych). Jako, że jedno z planowanych wyjść jest położne wysoko na skarpie, dla rowerzystów zaplanowana jest specjalna spiralna rampa, żeby nie korzystali w wind dla pasażerów. Dzisiaj się to dosyć często zdarza, no bo jak się z tym rowerem wdrapać na 3 piętro? Bardzo jestem ciekawa, jak ta rampa będzie wyglądać.
I na koniec, otwarcie się kolei na miasto. Przyznacie, że to dość zaskakująca koncepcja. Zamiast się chować ukradkiem w tunelach, kolej postanowiła wyburzyć jedną ścianę dworca tak, aby mieszkańcy miasta mogli widzieć wjeżdżające pociągi. Przy okazji pasażerowie dostaną więcej naturalnego światła na peronach, a widząc miasto – będą mogli się lepiej orientować przestrzennie.
A co zrobić z położnymi daleko od siebie różnymi dworcami? Można je zbudować jeden pod drugim. Tak właśnie zaplanowali berneńczycy – wpuszczają ruch pociągów lokalnych pod tory dla dalekobieżnych, projektując od razu wygodne przejścia bezpośrednio z peronu na peron. To taka wskazówka dla budowniczych nowych linii – podobno przejście między stołecznymi dwoma liniami metra to najbardziej zakorkowane miejsce „podziemnej” Warszawy. Ktoś zapomniał, że skoro linie się krzyżują i mają być wygodnym miejscem przesiadek, to tysiące ludzi dziennie się tam przesiada….
Teraz czeka nas 8 lat intensywnych prac w samym centrum miasta. I zobaczymy, czego możemy się jeszcze nauczyć na przyszłość od Szwajcarów.
 
Oficjalna strona projektu Zukunft Bern Bahnhof.

2 odpowiedzi na “Czego Johannes się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał. Oraz o tym, jak Berneńczycy budują swój nowy dworzec”

  1. Ja jestem zadowolona z obecnego wyglądu dworca, zawsze jestem w stanie znaleźć peron z którego muszę jechać, kiedyś jeździłam z 13C, teraz z 21 😉 Przez tę rozbudowę będę miała dalej na pociag, ale jak musza to musza 😉

Leave a Reply

%d bloggers like this: