W średniowieczu byli mądrzejsi od nas. Jak ktoś miał skarb, to budował zamek na szczycie wielkiej góry i chował go głęboko w piwnicy, tak żeby inni się nie dowiedzieli. No chyba, że nazwał miasteczko leżace u podnóża zamku SKARB. To raczej komplikowało sprawę z utrzymaniem tajemnicy.
Szwajcarzy też mają swój cenny skarb. To ser. Zbudowali dla niego zamek i trzymali przez co najmniej 4 miesiące w ciemnych piwnicach o temperaturze 13 st C i wilgotności 94%. Tyle że potem nazwali miasteczko Gruyere i już wszyscy wiedzieli, że skarb gruyere można zjeść w Gruyere. To nie było najmądrzejsze posunięcie.
Dzisiaj muszą się zmagać z hordami poszukiwaczy serów, wdrapujących się na szczyt góry, by ze średniowiecznych zamkowych murów wypatrywać fioletowych krów* na zielonych pastwiskich. Rozczarowani widokiem całkiem zwyczajnych muciek pseudoskarbowi turyści odkrywają, że ser jednak jest! Jest! Tyle że nie w zamku, a w jednej z rozsianych po drodze restauracji serwujących fondue** . Najlepiej wybrać sobie taką z widokiem na zamek i mieć dwa w jednym.
Ewentualnie, można się wybrać do restauracji Giger, żeby zobaczyć jak marnie skończyli Ci, co próbowali wykraść recepturę gruyere. To restauracja połączona z muzeum założonym przez Szwajcara H.R. Gigera, twórcę efektów specjalnych do filmu Obcy. Co miał najlepszego, to pokazał. Oby wam ser w gardle z wrażenia nie stanął.
* o związkach fioletowej krowy ze Szwajcarią już pisałam.
** jakby ktoś nie pamiętał, to tu znajduje się fondue’owy savoir-vivre
Tak wyglądają prawdziwie szwajcarskie krowy spotkane w Gruyere, a nie jakieś fioletowe podróbki.
Giger a nie Griger
Dzięki, już poprawione 😉