Wydawało mi się, że na ten temat napisał już każdy, kto może.
Wydawało mi się, że jest to dla każdego osobnika w i spoza Szwajcarii oczywiste.
A tymczasem ostatnio rozmawiałam przez telefon z kolegą z Polski i usłyszałam: „Ale jak to? Niemożliwe! Przecież to jest totalnie bez sensu. Tak się nie da pracować!”.
No nie da się i tu jest cały pies pogrzebany.
O co chodzi, mili Państwo?
O pracę matek w Szwajcarii.
Czy matkom w Szwajcarii żyje się źle?
Nie, absolutnie. Sama nawet o tym już kilkakrotnie pisałam. Jako mama dwójki berbeci nie mogłabym sobie wymarzyć lepszego miejsca do mieszkania, niż Berno.
Mam duży wybór żłobków, szkół, przedszkoli, placów zabaw, pediatrę za rogiem. Jest czysto, bezpiecznie, zielono, bezstresowo.
Dlaczego jest mieć fajnie dzieci w Bernie?
Czym się różnią polskie dzieci od szwajcarskich?
Problem się zaczyna, gdybym chciała być w tym samym czasie mamą pracującą zawodowo.
Szwajcaria nie jest kobietą
Znam osobiście dwie Polki-mamy, które pracują w swoim zawodzie, więc nie można powiedzieć, że nikomu się nie udaje. Ale takich przypadków jest zdecydowana mniejszość.
A większość boryka się z tymi samymi problemami.
Same Szwajcarki przyznają, że macierzyństwo, system szkolnictwa i praca zawodowa nie idą ze sobą w parze. A cudzoziemki borykają się z jeszcze większym problemem, bo dochodzi jeszcze kwestia języka i „narodowości”.
Problem numer 1: Ciąża
W Szwajcarii nie ma popularnej w Polsce instytucji „zwolnienie chorobowe na ciążę”. Lekarze nie wystawiają, a pracodawcy nie chcą honorować zwolnień dla ciężarnych. Nawet, wydawałoby się, w oczywistych przypadkach, gdzie w Polsce już dawno lekarz zaleciłby leżenie i odpoczywanie.
Takie sformułowania w Szwajcarii nie istnieją. Przyszłe matki pracują prawie że do porodu, a jeżeli chcą wcześniej zrezygnować z aktywności, to muszą to zrobić kosztem własnego urlopu macierzyńskiego.
Urlopu, który ustawowo trwa 14 tygodni. Więc za bardzo nie ma tam z czego wycinać, bo po porodzie i tak mało zostaje.
Problem numer 2: Macierzyństwo
Jeżeli myślicie, że po krótkim macierzyńskim można jeszcze posiedzieć na własne życzenie w domu, to….nie można. Większość kobiet ma bardzo duże problemy z uzyskaniem dodatkowych dwóch-czterech miesięcy bezpłatnego (!) urlopu.
Jak to wygląda w praktyce?
Przyszła mama dostaje ultimatum: albo wracasz po macierzyńskim, albo…zrezygnuj z pracy. I poszukaj sobie nowej, jak już odchowasz dzieci.
Zdarzają się też przypadki, ze pracodawca w ogóle nie daje wyboru i de facto sugestywnie, acz skutecznie, zmusza ciężarną do rezygnacji z pracy.
Problem numer 3: Żłobek
Żłobki są, i owszem.
Są – drogie tak, że bez dofinansowania mało kogo na nie stać.
Tak obrazowo – miesięczny koszt żłobka dla jednego dziecka kosztuje mniej więcej tyle, co wynajęcie 4 pokojowego mieszkania w bardzo dobrej dzielnicy Berna.
Dwoje dzieci w żłobku – to praktycznie już cała pensja netto, w dodatku bardo dobra pensja. Pani kasjerki raczej na dwójkę dzieci w żłobku nie będzie stać.
Problem numer 4: Przedszkole
Systemy przedszkolne są różne, w zależności od kantonu, ale można znaleźć cechy wspólne. Czy to przedszkole dla maluchów, czy też już wczesny system szkolny, od 4 roku życia nauka w nim jest obowiązkowa.
Obowiązkowa, ale nie całodzienna.
U mnie w Bernie na przykład opieka/nauka w przedszkolu trwa od godz. 8.30 do 11.30 od poniedziałku do piątku i dodatkowo jeden dzień w tygodniu 2 godziny po południu. Z tym, że raz to jest wtorek, a raz czwartek.
W środku dnia jest sławetna, niechlubna i znienawidzona przede wszystkim przez pracujące mamy przerwa obiadowa.
Nie ma świetlicy, nie ma kanapek i soczku – przedszkole jest po prostu zamknięte. Trzeba dzieciaki odebrać i przyprowadzić do domu.
Co ciekawe, szwajcarscy ustawodawcy jakby sami nie zauważają, na czym polega ten system. Przyjęto na przykład niedawno zmianę w prawie mówiącą, że w przypadku rozwodu rodziców, osoba, która otrzymuje większość władzy rodzicielskiej musi podjąć pracę na min. 50% etatu, gdy dziecko pójdzie do przedszkola.
50% etatu to jakby nie liczyć 4 godziny dziennie. 4 godziny, których dziecko…nie spędza w przedszkolu.
Problem numer 4a: Szkoła
Ze szkołą jest trochę lepiej, szczególnie przy starszych dzieciach. Mimo, że system nauki podzielonej na poranną i popołudniową jest podobny do przedszkola, to jednak dzieci szkolne mają wolne tylko jedno popołudnie, zazwyczaj w środę.
W inne dni spędzają większość czasu w szkole.
Co nie zmienia faktu, że przerwa obiadowa ( i z założenia – zamknięta szkoła) pozostaje.
Starsze dzieciaki mają przynajmniej możliwość skorzystania ze świetlicy, lub Tagis – dziennych ośrodków zabawy, przeznaczonych właśnie do spędzania przerwy obiadowej, lub czekania na rodziców, aż wrócą z pracy.
To jak tu pracować? – ktoś się spyta.
Problem numer 5: Praca w niepełnym etacie
Statystyka jest królową kłamstwa.
Statystycznie rzecz biorąc, udział pracujących kobiet w Szwajcarii jest wyższy, niż średnia Unii Europejskiej (między 70% a 77%, w zależności od wieku dzieci).
A dokładnie rzecz biorąc, ile matek pracuje na pełen etat? 15%….
W tym samym czasie aż 82% ojców nie decyduje się na zmniejszenie etatu i pozostanie z dziećmi w domu. Co ciekawe, ten wynik jest aż dwukrotnie wyższy wśród ojców, niż wśród żonatych bez dzieci (45%).
Czyżby panowie chętniej wracali do pracy po narodzinach dzieci?
Teoretycznie praca na 60% lub 80% powinna być ułatwieniem dla pracujących rodziców.
W praktyce wygląda to często tak, że mama pracuje na 20%-40% (1-2 dni w tygodniu), tata na 100% lub 80% (4 dni w tygodniu) i albo się wymieniają opieką nad dziećmi, albo posyłają dziecko do żłobka na dzień lub dwa
Wielu pracodawców oferuje też od razu etat 80%, wiedząc, że jeden z rodziców woli zostać w domu w środę, kiedy dzieci nie chodzą popołudniami do szkoły.
Jeden z rodziców? Nie oszukujmy się, tym rodzicem jest zazwyczaj mama.
Praca na niepełny etat ma jednak dwie strony medalu. Bo jeżeli po narodzinach dziecka ktoś zmniejsza sobie etat w pracy, to też zazwyczaj jest to mama. To ma naturalnie przełożenie nie tylko na mniejszą emeryturę w przyszłości, ale też na jej obecną karierę.
A jak najłatwiej wyciąć pracującą mamę z rynku pracy?
Nie dając możliwości zmniejszenia etatu.
Pracodawcy chętnie z tej furtki korzystają. Bo niby z jednej strony – nie można prowadzić jawnej dyskryminacji ze względu na płeć, ale z drugiej – oferując stanowisko tylko na 100% od razu wiedzą, że nie zgłoszą się mamy z małymi dziećmi.
Jest też jeszcze jeden haczyk. Pracodawcy potrafią „oferować” pracującym mamom stanowisko na 20% (1 dzień) lub 40% (2 dni), nawet jeżeli one same tego nie chcą. Z tym jest też często związana zmiana stanowiska na niższe, nie-kierownicze, „mniej dyspozycyjne”.
Problem numer 6: Własny biznes
Szwajcaria prowadzi bardzo otwartą politykę, jeżeli chodzi o założenie własnej działalności. Do zysków 100.000 CHF rocznie nie ma obowiązku nawet rejestrować swojej działalności. Można zarabiać, na czym się chce. Dziergać, szyć, zajmować się odpłatnie dziećmi sąsiadów, gotować na festyny itd.
Wydawałoby się – świat idealny. Tyle tylko, że to rozwiązanie jeszcze bardziej wyklucza kobiety z zawodowego rynku pracy. Jest tak popularne, że praktycznie każdy mówi Ci: Nie możesz znaleźć pracy? Zrób coś swojego! Przecież nie musisz od razu pracować po 40 godzin tygodniowo. Zajmij się swoją pasją, przy okazji trochę zarobisz.
„Trochę zarobisz” to nie praca.
A jak człowiek już coś sobie znajdzie, to się w to angażuje, poświęca temu czas i nie szuka więcej stałej pracy.
Na początku mojego pobytu w Szwajcarii widziałam często małe sklepiki z ręcznie wykonanymi wyrobami, otwarte 3 godziny dziennie. Miłe, że ktoś się realizuje i sprzedaje to, co sam stworzył, tylko….Komu się to opłaca?
A tak właśnie wygląda szwajcarski kobiecy własny biznes.
Problem numer 7: Cudzoziemka z wykształceniem
Panowie też często mają problemy ze znalezieniem pracy. W pełni to rozumiem.
Ale cudzoziemka z dyplomem wyższym to „kasta niedotykalnych”.
W Szwajcarii jest zapotrzebowanie na konkretnych pracowników i osoby pracujące w tych zawodach zawsze sobie łatwo znajdą pracę. To głównie informatyka, programowanie, zawody medyczne.
Z drugiej strony jest wysokie zapotrzebowanie na wykwalifikowaną, ale nie wysoko wykształconą kadrę – murarze, malarze, mechanicy, ogrodnicy, pomoc w rolnictwie, opieka nad chorymi itp.
Statystycznie bardzo mało osób kończy tu studia wyższe, bo też to często nie jest do niczego potrzebne.
W Polsce – jak wiemy – jest odwrotnie. Najlepiej, jak pani z kiosku Ruchu ma dwa fakultety, w tym z zarządzania przedsiębiorstwami i komunikacji z klientami i jeszcze się dogada z turystami w pięciu językach obcych.
Wykształcone cudzoziemki przyjeżdżają do Szwajcarii i zaczynają konkurować: ze Szwajcarkami, które wcale takie wykształcenia, jak one, nie mają; ze Szwajcarami na wysokich stanowiskach, bo w tradycyjnym modelu społeczeństwa to głównie panowie zasiadają w wysokich kadrach.
Źle, że ma wyższe wykształcenie, to trzeba jej więcej płacić (nie daj Boże MBA lub doktorat!).
Źle, że kobieta z takim doświadczeniem, bo pasuje na stanowisko dyrektorskie, a facet lepszy na kierownika.
Na zwykłego pracownika się nie nadaje, tym bardziej na wyższe stanowisko. I tu źle, i tu niedobrze.
Problem numer 8: Język
Wiele osób, przyjeżdżających do Szwajcarii myśli, że uda im się tu znaleźć dobrą pracę z (komunikatywnym) angielskim.
To nie wystarcza.
Wyjątkami są tu duże i kosmopolityczne miasta, jak Zurych, czy Genewa, gdzie z angielskim – szczególnie w branży informatycznej lub medycznej – da się jak najbardziej.
W Genewie raczej jednak z francuskim, ale z drugiej strony Genewa to siedziba wielu międzynarodowych organizacji, które posługują się na co dzień angielskim.
Pozostaje cała reszta Szwajcarii, głównie niemieckojęzycznej – ba! powiedziałabym „szwajcarskojęzycznej”.
Nikt oficjalnie nie powie, że aby znaleźć pracę, trzeba znać lokalny dialekt. Ale często tak właśnie jest. Wszyscy Szwajcarzy niemieckojęzyczni znają literacki niemiecki, tylko że wcale go nie chcą używać. Jak mają do wyboru w pracy koleżankę Szwajcarkę, lub koleżankę, która dopiero co nauczyła się niemieckiego, to wybiorą tę z dialektem.
A gdzie cudzoziemska mama szukająca pracy może nauczyć się lokalnego dialektu? Tam, gdzie używa się go codziennie, czyli… w pracy.
Co ciekawe, ten problem nie dotyczy Szwajcarek z francusko- lub włoskojęzycznego regionu, bo…
Problem numer 9 : Narodowość
W Szwajcarii oficjalnie mieszka 25% cudzoziemców. To całkiem sporo, zważywszy, że część z nich to już drugie pokolenie. Dzieci przybyłych tu lata temu cudzoziemców, tyle że bez helweckiego obywatelstwa.
Czy w związku z tym Szwajcaria jest otwarta na inne narodowości na rynku pracy?
Powiem tak: Polka na wysokim stanowisku jest tu tak samo mile widziana, jak…. Hinduska czy Ukrainka w Polsce. Nie ma co demonizować Szwajcarów, sami zachowujemy się dokładnie tak samo.
Są pewne narodowości, które „pasują” do obrazka rynku pracy.
Ukrainki? Jak najbardziej- pani do sprzątania chętnie poszukiwana.
Ukraińcy? Lepsi budowlańcy, niż Polacy i mniej biorą.
Arabowie? Najlepiej robią kebab.
Hindusi? Mogą jeździć Uberem, byle by mówili w naszym (!!) języku, i to zrozumiale, a nie komunikatywnie. Przecież nikt w Polsce nie będzie rozmawiał z taksówkarzem po angielsku.
Ale kto by chciał Ukrainkę czy Syryjkę na swojego szefa?
No właśnie, kto by chciał w Szwajcarii dobrze wykształconą Polkę z doświadczeniem na swojego szefa?
Problem numer 10: Wygodne życie
Dlaczego właściwie tak się dzieje, że Szwajcaria jest konserwatywnym krajem, który nie ułatwia życia kobietom?
Trochę dlatego, że nie musi.
Szwajcaria jest krajem neutralnym, nie brała udziału w II wojnie światowej, mężczyźni nie ginęli masowo na frontach. A jak pokazuje historia, najwięcej zmian w życiu kobiet dokonało się rykoszetem przy okazji rewolucji i wojen. Brak mężczyzn oznaczał, że kobiety przejęły ich obowiązki. A potem wcale nie były chętne, żeby je oddać.
Nie bez powodu Szwajcaria była ostatnim krajem europejskim, który przyznał kobietom prawa wyborcze. Polska nadała je w 1918 r – po zakończeniu I wojny.
Idzie nowe, również dla kobiet.
A w Szwajcarii tego „nowego” brak.
Jest porządna stabilizacja, co Szwajcarzy sobie mocno cenią. Nie chcą rewolucji, nie chcą zmian.
Jest dobrobyt, który paradoksalnie też wpływa na gorszą sytuację kobiet na rynku pracy.
Bo jak ktoś musi, to idzie do pracy – nie ma wyjścia. Ale jak się da żyć z jednej pracy, to po co się zaharowywać?
A w Szwajcarii da się – i to całkiem przyzwoicie – wyżyć z jednej pensji. Pensji męża, oczywiście.
Co więcej – system podatkowy zniechęca panie do zarabiania, bo podatki nie są rozliczane na parę, tylko…podwójnie. Nie dzieli się ich na pół, tak jak w Polsce. Są traktowane jako przychód jednej rodziny = jednej osoby.
Światełko w tunelu
Światełkiem w tunelu jesteście Wy, Panie.
Te wszystkie, którym się udało połączyć w Szwajcarii życie rodzinne i zawodowe.
Te, które się nie poddały i po miesiącach – a czasami i latach – poszukiwań realizują się zawodowo właśnie tak, jak chcą.
Muszę przyznać, że mało o Was słychać. Na forach Polonii o wiele częściej słyszy się właśnie te historie, które opisałam wyżej.
Pokażcie się nam i pokażcie, że Polka potrafi.
A już na pewno Matka Polka w Szwajcarii.
Jeżeli chcecie poczytać jeszcze więcej w temacie kobiet, wychowywania dzieci i rynku pracy, to zapraszam na zaprzyjaźnione blogi:
Szwajcarskie blabliblu: Dziecko poradnik przetrwania w Szwajcarii
Swiss Tales: Czy łatwo jest być kobietą w Szwajcarii. Rozmowy na Dzień Kobiet
Szwajcarskie blabliblu: Gotuj, a nie głosuj – prawa kobiet w Szwajcarii
I’m not Swiss: To nie jest kraj dla pracujących kobiet
Szwajcarskie blabliblu: Jak założyć firmę w Szwajcarii
Oraz trochę dla rozluźnienia atmosfery Parentville 10 reasons Switzerland is (not) the best place to raise kids
Właśnie odkryłam Twojego bloga – nie mogę przestać czytać. Na marginesie tylko dodam, że prawdziwym przywilejem jest obowiązek wysłania dzieci do przedszkola w wieku 4 lat. Są kantony gdzie nie ma przedszkoli obowiązkowych i takie gdzie jest obowiazek od szóstego roku życia – i to jest dopiero zagwozdka co zrobić z takim maluchem jak chce się pracować 🙂
Pozdrawian serdecznie – niepracująca mama dwójki maluchów!
O, to nie wiedziałam, ze w Bernie te moje 3 h przedszkola to taki przywilej… są też takie kantony, gdzie dzieci do przedszkola od 3 r.z. i to cały dzień
Ojjj dużo bym dała, żeby mieć całe 3h w ciągu dnia 😉 ale liczę na to, że już niebawem to nastąpi!
Nic dodać nic ująć… A tak szczerze gdybym trzy lata temu się dowiedziała jakie warunki mają tutaj świeżo upieczone mamy to nie wiem czy zdecydowalabym się na przeprowadzkę do CH. Planując ciążę przeżyłam wielki szok na wieść że przysługuje mi tylko 14 tygodni urlopu. W życiu bym nie podejrzewała, że w tak rozwiniętym kraju kobiety z małymi dziećmi są tak dyskryminowane. Trzy tygodnie temu zaczęłam pracę po urlopie macierzyńskim. Za każdym razem jestem bliska płaczu kiedy muszę zostawić takie maleństwo w domu. A najśmieszniejsze jest to, że Szwajcarzy w ogóle nie widzą w tym problemu! Według nich te 14 tyg to i tak długo;) uff musiałam się wyzalic. Drogie Mamy życzę nam dużo siły :))))
Mam nadzieję, że wszystko Ci się ułoży tak, jakbyś tego chciała. Trzymam kciuki!
Ps: Jako mama wychowująca w domu dwójkę dzieci mogę Ci zdradzić na pocieszenie, że dzieci też czasami potrafią nieźle zaleźć za skórę 😉
Chyba nie ma dobrego momentu na to, żeby wrócić do pracy i przekazać opiekę nad dzieckiem komuś innemu. Dla jednych jest to wcześniej, dla innych później. Ja spędziłam w domu bardzo dużo czasu i tak pewnie serce będzie mi się krajało, jak ich będę musiała pewnego dnia zostawić i zacząć pracować.
Tych „małych” historii o kobietach, którym się w Szwajcarii udało, jest trochę więcej niż kilka.
Zapraszam https://auslanderkawszwajcarii.com/kobiety-sukcesu-w-szwajcarii/
Joanna, dzięki za link. Chciałabym kiedyś przeczytać, jak radzą sobie tutaj mamy z pracą zawodową i jednoczesnym wychowywaniem dzieci wg systemu szwajcarskiego. Myślę, że w wolnych zawodach jest łatwiej, bo jest nienormowany czas pracy (chociaż mogę się mylić), ale z drugiej strony jest to dopasowanie pracy do dzieci i szkoły, a nie odwrotne…