Co ja tutaj robię? # 10 Złota rybka, co spełnia życzenia

Kubełki wszyscy znamy. To taka stara zabawa w bucket list – spisz na kartce wszystkie swoje marzenia, które chciałbyś zrealizować do końca życia. A potem je realizuj, to oczywiste.
Dzisiejsze zadanie z uniwersytetu blogowania jest takie właśnie kubełkowe. Wyrzuć do kubła na śmieci wszystkie swoje dotychczasowe posty. Hahaha. Żartowałam. To by było głupie zadanie jak na uniwersytet. Miałam wybrać jeden z blogów, nad którymi się ostatnio znęcałam w komentarzach i zainspirować się nim do napisania kolejnego postu. Ponieważ kiepska ze mnie Perfekcyjna Pani Domu, to wybrałam inną równie nieidealną babcię, co to swój dom i mopa ma w głębokim poważaniu i żegluje sobie przy Grecji. Taka typowa polska emerytka po 60-stce. Georgie Moon, o której pisałam już tutaj (KLIK), zamiast się wysilać co też by ona chciała życiu jeszcze zrobić, napisała swoją listę antykubełkową. Anti-bucket list. Nie będę zżynać. Antykubełek zostawię sobie na za parę lat w Szwajcarii, a na razie moje iście subiektywna lista rzeczy do zrobienia w Szwajcarii, zanim mnie piekło pochłonie (do aniołków to trochę musiałabym schudnąć, inaczej mnie do niebios nie uniosą).

  1. Zobaczyć Jungfraujoch, Top of Europe. To tak na prawdę marzenie mojej szwajcarskiej połówki, ale nie będę się wychylać, może być też moje. Najwyżej położona w Europie kolej górska i niebanalne widoki na czterotysięczniki. Cena kolejki też niebanalna, pewnie dlatego do tej pory tam nie pojechaliśmy
  2. Przejść się 36-metrowym mostem panoramicznym rozpiętym między dwiema górami z Sigriswill. Na to to już właściwie jestem umówiona z Martyną Wojciechowską, bilety ważne tylko jeszcze przez miesiąc, więc mój kubełek za chwilę opróżni się z punktu 2. Martyna, pamiętasz?
  3. Jak w Sigriswill będzie nudno, to jeszcze skoczę zobaczyć most Trift. Wisi sobie nad 100 metrową przepaścią i jest o  134 m dłuższy od tego z punktu 3. Tym razem już bez Martyny, oszczędzę jej takich widoków, jeszcze się jej słabo zrobi od wysokości.
  4. Skoczyć na bungee z tamy wodnej w dolinie Verzasca w Ticino, jak James Bond. Kaktus mi na głowie wyrośnie, jak się kiedyś na to zdecyduję. 

    This slideshow requires JavaScript.

  5. Wspiąć się na Machu Picchu w Peru. Bądźmy realistami. Na Matterhorn nie wejdę, to chociaż Machu Picchu sobie zostawię na deser.
  6. Przelecieć się balonem podczas festiwalu balonów w Chateau d’Oex. W tym roku byłam na ziemi, w przyszłym będę w powietrzu. Na pewno. 

    This slideshow requires JavaScript.

  7. Spędzić 2 noce w hotelu Aescher w Appenzeler. Pierwszą noc spędzę na zastanawianiu się, czy hotel w którym właśnie się znajduję, nie oderwie się od skały, do której jest przyklejony. Drugą noc będę gryzła ze strachu pościel po widokach, jakie miałam z okna podczas dnia, na przepaść pod hotelem.
  8. Nauczyć się jeździć na biegówkach. W Szwajcarii wszyscy jeżdżą na biegówkach. Przy okazji schudnę parę kilo, to jeszcze będzie szansa na te aniołki.
  9. Zatańczyć tango argentyńskie. W Bernie jakoś mało popularne, więc zostaje mi od biedy wyjazd do Argentyny.
  10. Nauczyć się szwajcarskiego niemieckiego. Ktoś mi kiedyś powiedział – nauczyłaś się arabskiego, to ze szwiitzem też dasz radę. Taaa… Arabski to prosty był.
  11. Zobaczyć lwy i tygrysy na sawannie w Kenii. To zupełnie jak w Mauzoleum w Zurychu. To znaczy w Masoala. Znając życie, lot do Kenii będzie tańszy niż wejściówka do szwajcarskiego zoo 

    This slideshow requires JavaScript.

  12. Zwiedzić parlament w Bernie. Wiem, wiem, wstyd – tyle czasu tutaj już mieszkam i do tej pory nie poszłam. A taką demokrację to trzeba zobaczyć na własne oczy.
  13. Że niby krótka ta lista? To proszę bardzo, co byście sami dorzucili?

[blog_subscription_form]
Blogging U.

0 odpowiedzi na “Co ja tutaj robię? # 10 Złota rybka, co spełnia życzenia”

  1. Pół wieku to na pewno nie 😉 zaraz by stulecia na nas dwie zabrakło. Vale Maggia chyba znam, bo zwiedzanie Szwajcarii zaczęłam od Ticino. Ale właśnie odkryłam super ciekawy kościół Mario Botta w Lavizzara. Jak będzie ładna pogoda, to pojedziemy tam nawet w ten weekend. Giessbach i Verbier dopisuję na listę. Dzięki !

  2. Jako „pół- Szwajcarka” , pewno pół wieku starsza od autorki bloga powiem tak. Na Jungfraujoch tez nie dotarlam (jeszcze) i mój 100% szwajcarski mąz rowniez nie. Mamy to w planie, od…. wielu lat. Nauczenie sie „szawajcarskiego – niemieckiego” graniczy z cudem! Potwierdzam i nawet sie nie przymierzam. Na szczęście jesteśmy oboje z części francuskojezycznej i niech tak zostanie. Zawsze sie mozna poratowac angielskim. Hotel Aesher tez w planach i to nawet bardzo bliskich. W zeszlym roku zwiedzalam piekne Appenzel, ale kolejka na Santis byla jeszcze zamknieta. Balony w Chateau d’Oex – bajkowe! Dodalabym do tej listy pobyt w Hotelu Giessbach kolo Interlaken. Magiczne miejsce, a widok z tarasu – wielkie WOW! Valle Maggia w Ticino, paralotnia nad Verbier i moznaby dlugo wymieniac. Tak w ogole Szwajcaria jest jak jedna wielka kartka pocztowa, mozna zwiedzać, jezdzić i co chwila czyms sie zachwycać. Zeby jeszcze miec na to wszystko kasę….

Leave a Reply