Boskie orzeźwienie i płynne doświadczenie. O tym, jak postanowiłam przetestować szwajcarskie BIO

Postanowiłam przez tydzień być szwajcarska z krwi i kości. No, może z żołądka i jelit (ale romantycznie…).

Postanowiłam więc przetestować na sobie skuteczność super-hiper-bio-bezcukru-bezsoli-bezkonserwantów-wegetariańsko-wegańskich naturalnych soków Biotta, które są jednym z symboli Szwajcarii.

Bo oczywiście, żeby być w pełni szwajcarskie, to muszą być bio, super i hiper. Produkowane z lokalnych warzyw i owoców (no przecież, to postawa tutejszego rolnictwa), mało tego – zbierane są tylko sezonowo, czyli każda owoca lub warzywa wjeżdża na taśmę produkcyjną tylko przez kilka tygodni w roku.

Co myślą Szwajcarzy o swoim rolnictwie? Dlaczego wolą zapłacić więcej za lokalny produkt, niż kupić coś taniej z importu? Przeczytaj  Wsi spokojna, wsi wesoła, ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, co mieszka w Szwajcarii

Po głębszym zapoznaniu się z rysunkami na butelkach dochodzę do wniosku, że jednak kiwi i banany może nie są takie lokalne.

Soki Biotta produkowane są w pewnym pólnocno-wschodniohelweckim miasteczku Tägerwillen i oprócz klasycznych soków ze wszystkiego, co wpadnie w ręce, oferują też tygodniowe zestawy specjalne – dla tych, co postanowili oczyścić organizm przy pomocy właśnie ich soków. Przekładając z polskiego na polskie – przez tydzień człowieku jesteś głodny jak pieruńskie stworzenie, bo nie jesz, tylko pijesz. Soki. Czytaj dalej „Boskie orzeźwienie i płynne doświadczenie. O tym, jak postanowiłam przetestować szwajcarskie BIO”

To jak panie kierowniku, robić? Robić, robić, panowie- ale dzieci!

wychowywanie dzieci w Szwajcarii

Jak wygląda wychowywanie dzieci w Szwajcarii?

Pomożecie? Pomożemy

Tak zapewne kiedyś jakiś szwajcarski Gierek zapytał się lokalnych kobiet, a one z uprzejmym uśmiechem na twarzy kiwnęły głową na znak zgody i wzięły się do roboty.

I to nie byle jakiej, bo do rodzenia dzieci.

W razie, gdyby swojskich matek zabrakło do podnoszenia narodowego dobrobytu, do roboty wzięły się też liczne zastępy matek z importu.

W Szwajcarii – w przeciwieństwie do wielu wysokorozwiniętych państw – dzieci rodzi się niemało.

Pytanie tylko – czy to się opłaca? Czy warto się zaopatrzyć w liczną osobistą polisę do podawania szklanki wody na starość? Czym grozi posiadanie dzieci w Szwajcarii – wady i zalety wychowywania przychówku w kraju pod Alpami. Czytaj dalej „To jak panie kierowniku, robić? Robić, robić, panowie- ale dzieci!”

Babeczka z kubeczka czyli jak wielką Polką byłą Maria Curie Skłodowska

Najsłynniejszą Polką w historii była i na zawsze pozostanie Maria Curie Skłodowska (nie licząc Matki Boskiej Częstochowskiej, oczywiście). My, Polacy, jesteśmy bardzo dumni z osiągnięć naszej podwójnej noblistki w dziedzinie chemii, pierwszej Polki, która ukończyła Uniwersytet Sorbona, pierwszej kobiety, która na tymże uniwersytecie została profesorem (może nawet pierwszym uniwersyteckim profesorem na świecie). Dzięki niej mamy polskobrzmiący pierwiastek w tablicy Mendelejewa, polon (no, kto zna inny narodowy pierwiastek, kto?) i promieniowanie radioaktywne. Kochamy ją tak bardzo, że składamy jej chemiczny pokłon codziennie w kuchni.
babeczka z kubeczka 2 babeczka z kubeczka
Dla przykładu takie cudo – babeczka z kubeczka. Lecytyna słonecznikowa, mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych estryfikowane kwasem mlekowym, mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych estryfikowane kwasem octowym, difosforany, węglan sodu, mleko w proszku, jaja w proszku, aromat z laktozy, aromat z orzecha laskowego. Sama chemia, pokłon oddany, patriotyczny obowiązek spełniony, dzienna dawka napromieniowania geniuszem wielkiej Polki – przyjęta.
Pytanie najważniejsze – co to ma wspólnego ze Szwajcarią? Jest! Smak czekolady! Jest nawet kostka czekolady na opakowaniu! To na pewno fioletowa krowa, alpejskie świstaki zawijające w sreberka i już mamy prawdziwie ciasto czekoladowe.
Tak, ja wiem że nikomu nie chce się wertować półek w sklepie w poszukiwaniu „prawdziwego” jedzenia, pamiętajmy tylko, że TO nie jest jedzenie. To kolejna papka marketingowa wciskana nam „na zdrowie”, po którą bezrefleksyjnie sięgamy. Pisałam już o tym wcześniej, napiszę po raz kolejny: czytajmy etykietki i nie dajmy zatruwać się chemią.
Żeby zejść nieco z piedestału, ucieknę się do plagiatu tego czegoladowego cuda i proponuję facetów z owsa, czyli muffiny z otrębów owsianych z dodatkiem kakao (a niech będzie, że czekoladowe).
muffinki
12 łyżek otrębów mieszanych (mogą być owsiane z dodatkiem pszennych lub jakieś inne)
+ 4 łyżki kefiru
+ 4 żółtka
+ coś słodkiego dla chcącego : 2 łyżki miodu lub cukru, cukier waniliowy albo wanilia
+ kakao do koloru
+ dla chcącego łyżeczka proszku do pieczenia lub sody, żeby faceci wyprężyli bardziej czekoladowe muskuły
Wszystko mieszamy a na koniec dodajemy ubitą pianę z 4 białek.
Przygotowanie trwa 10 min, a pieczenie 20 min. Z takiej porcji wychodzi 12 muffin(ów) zdrowych i naturalnych, co prawda bez namaszczenia patriotycznego. Co ważne – dietetycznych (!!!) bo otręby zawierają dużo czyszczącego organizm błonnika.
Przetestowane wielokrotnie na kolegach i koleżankach z pracy, wszyscy żyją.
Ps: Pozdrawiam nieustannie moją guru od zdrowego i naturalnego żywienia, Kasię Bosacką.