Czy ja mówiłam, że nie znam niemieckiego? Ha! To już znam!

jak nauczyć się szybko niemieckiego

Jak najszybciej i najprościej nauczyć się niemieckiego?

4 miesiące popełniłam pewien wpis, w którym przyznałam się, że nie znam niemieckiego.

I posypały się na mnie z tu i owędzia gromy, że przecież ja znam niemiecki! Do kitu, bo do kitu, no ale znam!

Ja też co prawda nigdy nie twierdziłam, że nic nie umięę i nie rozumięę, tylko że znam do bani. Jak na mój wysoce zintelektualizowany poziom ambicji, to stanowczo za mało.

I właśnie z okazji Nowego Roku i dotrzymywania nigdy niedotrzymywanych noworocznych obietnic postanowiłam natchnąć wszystkich nieprzekonanych do swoich własnych planów i napisać post motywacyjny.

Żeby motywacji było zadość, oznajmiam wszem i wobec, że ZNAM NIEMIECKI. Ha!

Jak mi się to udało osiągnąć w tak krótkim czasie?

Ostatnim razem było o tym, jak się nie nauczyć języka, nawet jak się bardzo chce.

To tym razem będzie o tym, jak się go nauczyć, jak standardowe metody zawodzą. Coś tam jednak co nieco z tego dojcza sklecę, więc dziś podzielę się tajemną wiedzą, jak można się samemu uczyć języka obcego.

A najlepsze – uważajcie, na sam koniec. Czytaj dalej „Czy ja mówiłam, że nie znam niemieckiego? Ha! To już znam!”

Czy język może być uparty jak osioł? Dlaczego nie mogę się nauczyć niemieckiego?

jak się nauczyć łatwo niemieckiego

Co jest nie tak z tym językiem? Dlaczego nie mogę się nauczyć niemieckiego?

 

Za każdym razem, jak jestem w Polsce na wakacjach, to słyszę to samo zdanie:

Ty to już pewnie w tej Szwajcarii zostaniesz, co? Niemiecki znasz, pracę sobie dobrą znajdziesz, to po co masz do Polski wracać?

No i właśnie tutaj jest taki mały niuansik.

Bo ja wcale niemieckiego nie znam.

Więc o szukaniu pracy na lokalnym rynku nawet nie mam co myśleć.

Wiem, że zaraz znajdą się ekspaci, co powiedzą, że w korporacjach niemiecki nie jest konieczny i można dać sobie radę z angielskim, tylko że moje małe i kochane Berno tak trochę mało korporacyjne jest.

Dla tych, co nie w temacie – ekspaci to białe kołnierzyki przeniesione z ziemi nad Wisłą do ziemi pod Alpami.

Zazwyczaj na dobrze płatne kontrakty, werbowani u siebie w kraju, więc nikt od nich niemieckiego na dzień dobry nie wymaga.

To tak w skrócie rzecz ujmując – to nie ja.

Ja – to już mieszkam w Szwajcarii od dwóch i pół roku i wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że po takim czasie powinnam już się z lokalsami dogadywać.

Więc uczę się tego niemieckiego i uczę i nie mogę się go nauczyć. W celu uniknięcia tak zwanych wielce pomocnych i dołujących rad w komentarzach od razu zaznaczę, co zazwyczaj jest zapisane małym drukiem na końcu strony: Czytaj dalej „Czy język może być uparty jak osioł? Dlaczego nie mogę się nauczyć niemieckiego?”

To jak panie kierowniku, robić? Robić, robić, panowie- ale dzieci!

wychowywanie dzieci w Szwajcarii

Jak wygląda wychowywanie dzieci w Szwajcarii?

Pomożecie? Pomożemy

Tak zapewne kiedyś jakiś szwajcarski Gierek zapytał się lokalnych kobiet, a one z uprzejmym uśmiechem na twarzy kiwnęły głową na znak zgody i wzięły się do roboty.

I to nie byle jakiej, bo do rodzenia dzieci.

W razie, gdyby swojskich matek zabrakło do podnoszenia narodowego dobrobytu, do roboty wzięły się też liczne zastępy matek z importu.

W Szwajcarii – w przeciwieństwie do wielu wysokorozwiniętych państw – dzieci rodzi się niemało.

Pytanie tylko – czy to się opłaca? Czy warto się zaopatrzyć w liczną osobistą polisę do podawania szklanki wody na starość? Czym grozi posiadanie dzieci w Szwajcarii – wady i zalety wychowywania przychówku w kraju pod Alpami. Czytaj dalej „To jak panie kierowniku, robić? Robić, robić, panowie- ale dzieci!”

Wieża Babel na glinianych nogach? O językowej wojnie szwajcarsko-szwajcarskiej z angielskim w tle

Pamiętacie, jak się zachwycałam Szwajcarskim tyglem językowym i tym, jak ten kraj świetnie funkcjonuje z czterema językami narodowymi? No więc, trochę tu pomieszkałam i mogę teraz dodać łyżkę dziegciu. Żrą się. Z klasą, z dystansem (jak to Szwajcarzy), z pełną demokracją – ale się żrą. Bo się nie mogą dogadać, jak się mają dogadywać.
A sprawa wygląda tak: Otóż niby te cztery języki funkcjonują w równym stopniu, ale jednak są równi i równiejsi. Najbardziej równy jest niemiecki schwiizerdüütch (przestałam się przejmować, jak sie go pisze, bo i tak się go tylko mówi i tylko małolaty w sms-ach wiedzą, jak się go używa, a ja małolatą już dawno nie jestem). Z prostej przyczyny – ponieważ używa się go w większości kraju – jest też najbardziej rozpowszechniony i najpotężniejszy. Gdzieś tam na zachodzie upchany po lewej stronie mapy, czyli przy Francji, jest francuski. Jest go o wiele mniej, ale dzielnie nie daje sobie wejść na głowę potężnemu pseudo-niemieckiemu sąsiadowi. I tylko włoski najbiedniejszy, bo nie dość, że heeen, za górami, za lasami, to jeszcze tylko jeden prawdziwy kanton go używa (Ticino) i pół takiego włosko-niemieckiego (Gryzonia zwana pieszczotliwie Graubunden lub Grigioni). O tym czwartym, retoromańskim nie będę się rozpisywać, bo już pozostałe trzy idą ze sobą na noże, to co będę czwarty do wojny szwajcarsko-szwajcarskiej mieszać.
Czytaj dalej „Wieża Babel na glinianych nogach? O językowej wojnie szwajcarsko-szwajcarskiej z angielskim w tle”