Wieża Babel na glinianych nogach? O językowej wojnie szwajcarsko-szwajcarskiej z angielskim w tle

Pamiętacie, jak się zachwycałam Szwajcarskim tyglem językowym i tym, jak ten kraj świetnie funkcjonuje z czterema językami narodowymi? No więc, trochę tu pomieszkałam i mogę teraz dodać łyżkę dziegciu. Żrą się. Z klasą, z dystansem (jak to Szwajcarzy), z pełną demokracją – ale się żrą. Bo się nie mogą dogadać, jak się mają dogadywać.
A sprawa wygląda tak: Otóż niby te cztery języki funkcjonują w równym stopniu, ale jednak są równi i równiejsi. Najbardziej równy jest niemiecki schwiizerdüütch (przestałam się przejmować, jak sie go pisze, bo i tak się go tylko mówi i tylko małolaty w sms-ach wiedzą, jak się go używa, a ja małolatą już dawno nie jestem). Z prostej przyczyny – ponieważ używa się go w większości kraju – jest też najbardziej rozpowszechniony i najpotężniejszy. Gdzieś tam na zachodzie upchany po lewej stronie mapy, czyli przy Francji, jest francuski. Jest go o wiele mniej, ale dzielnie nie daje sobie wejść na głowę potężnemu pseudo-niemieckiemu sąsiadowi. I tylko włoski najbiedniejszy, bo nie dość, że heeen, za górami, za lasami, to jeszcze tylko jeden prawdziwy kanton go używa (Ticino) i pół takiego włosko-niemieckiego (Gryzonia zwana pieszczotliwie Graubunden lub Grigioni). O tym czwartym, retoromańskim nie będę się rozpisywać, bo już pozostałe trzy idą ze sobą na noże, to co będę czwarty do wojny szwajcarsko-szwajcarskiej mieszać.

I wszystko by było pięknie, gdyby każdy z każdym. Takie swingers party dla językoznawców. Tyle tylko, że nie wszyscy Szwajcarzy lubią uprawiać stosunki z innymi językami. W Szwajcarii, jak wiadomo – wszystko ZALEŻY OD KANTONU. Kantony mają wolność obywatelską w ustalaniu programu nauczania w szkołach. Parlament federalny, stojący na straży poprawności językowej i multikulturowości ustalił tylko zasadę, że wolność wolnością, ale szkoły podstawowe mają wykształcić u małego Helweta dwa języki obce, w tym przynajmniej jeden „inny” język narodowy. Za to gimnazja muszą już zaoferować naukę wszystkich języków – do wyboru. W praktyce wygląda to tak, że niemieckohelweci uczą się francuskiego, włoskohelweci też uczą się francuskiego, a francuzohelweci – niemieckiego. Tylko ten włoski znowu poszkodowany, nikt go obowiązkowo nie chce się uczyć. No bo powiedzcie sami, po co się uczyć francuskiego czy włoskiego, skoro mamy… angielski? I bazując na tym argumencie co rusz to jakiś niemieckojęzyczny kanton korzysta ze swojej uprzywilejowanej pozycji i próbuje pozostałe dwa języki wyrugać ze szkoły. Angielski oferują wszystkie niemieckie kantony, niektóre nawet wcześniej (od 3 klasy), niż jakikolwiek inny obcy język (od 5 klasy). Wychodzą z tego takie kwiatki, że szwajcarskie dzieci szprechają po angielsku szybciej, niż zaczną się dogadywać z sąsiadami z najbliższej, francuskiej doliny. W dodatku ich rodzice uważają, że takie małolaty to są bardzo obciążone nauką dwóch języków obcych i ten drugi to powinien być przeniesiony do gimnazjum. A najlepiej jeszcze, jak ten „drugi” to będzie francuski…
W tym tyglu językowym gotuje się już od paru lat. W 2012r kanton Obwalden w ramach cięcia kosztów zlikwidował włoski z nauczania w liceach. Żeby nie podpaść za bardzo władzom federalnym, przenieśli swoich włoskojęzycznych uczniów do… liceum w kantonie Lucerna. Przy okazji wyszło na jaw, że nie wszystkie niemieckojęzyczne kantony oferują w liceach trzy języki narodowe – co teoretycznie jest obowiązkowe. Dzielnie trzymają za to fason kantony francuskie – być może, żeby być poprawnym politycznie, a być może boją się, że w ślad za biednym, wyrzuconym, włoskim pójdzie też język francuski. W 2015r Nidwalden, podobnie jak w tym roku Turgowia i Zurych,  chciały zostawić sobie dla maluchów tylko angielski i  pozbyć z podstawówek francuskiego. Zurych próbuje przeprowadzić zmiany juz trzeci raz, ale podobnie jak w 2008 i 2009, tak też i w tym roku na straży równości językowej stanęli sami obywatele. W ostatnim referendum zdecydowana większość (60%) odrzuciła pomysły populistów o pozbyciu się z podstawówek jednego obcego języka. Zresztą władze i tak zapowiadały, że jeżeli projekt przejdzie w referendum, to wyrzucą angielski, a nie francuski. Dobrze, że Szwajcarzy sami stoją na straży swojej różnorodności (i równości) kulturowej, bo wpadki językowe zdarzają się też na szczytach władzy, a jak wiadomo – ryba psuje się od głowy. W zeszłym roku podczas wyboru nowego członka siedmioosobowej Rady Federalnej (to taki prezydent Szwajcarii, tyle że z siedmioma głowami, jak smok) przewodnicząca Parlamentu Christa Markwalder obwieściła werdykt głosowania na zacnego członka po niemiecku i francusku, pomijając włoski i retoromański. Gromy się posypały, bo to Parlament ma stać na straży pluralingwizmu (ładne słowo, prawda? chyba nie istnieje po polsku, ale fajnie brzmi) jako fundamentu Szacownej Helwecji. Jak na razie inny członek (Rady Federalnej ma się rozumieć), odpowiedzialny za sprawy wewnętrzne Alain Berset kiwa tylko z dezaprobatą głową i delikatnie wspomina, że pokiwa też groźniej palcem, gdyby któryś z kantonów próbował się wyrwać spod jedności multi-kulti, wzywając władze kantonów niemieckich do opamiętania się i poszanowania mniejszości językowych. A ewentualna interwencja władz federalnych nie będzie mile w kantonach widziana, bo nikt nie lubi, jak mu się palcem we własnym szkolnictwie miesza. Czyżby wojna szwajcarsko-szwajcarska wisiała w powietrzu?
O tym, jak funkcjonuje multijęzykowość w Szwajcarii można przeczytać tu : Parles-tu svizzero dütsch?
Jakby ktoś nie wierzył, że szwajcarski niemiecki to nie jest niemiecki, to proszę bardzo:

A o tym, dlaczego szwajcarski niemiecki nie jest tak na prawdę niemieckim można poczytać na Niemieckiej Sofie, w artykule autorstwa Joanny Lampki z bloga Szwajcarskie Blabliblu: Merci Vielmal, czyli trudna sprawa szwajcarskiego niemieckiego.
Przy okazji, jak ktoś ma ochotę nawdychać się farby drukarskiej, czytając co nieco o siedmiogłowym smoku szwajcarskim, zwanym Prezydentem, to polecam książkę Joasi „Czy wiesz, dlaczego nie wiesz, kto jest prezydentem Szwajcarii”. Wydana w tym roku, więc farba jeszcze pachnie.

2 odpowiedzi na “Wieża Babel na glinianych nogach? O językowej wojnie szwajcarsko-szwajcarskiej z angielskim w tle”

Leave a Reply

%d bloggers like this: