15 najlepszych aplikacji, bez których ciężko jest żyć w Szwajcarii

Zauważyliście, że od czasu koronawirusa zrobiliśmy się bardziej digitalni? Więcej laptopów i home-office, więcej wiszenia na komórkach. Dzisiaj niezbędnik każdego „nowego Szwajcara” – 15 najlepszych aplikacji na telefon, bez których ciężko tu żyć.

A które bardzo ułatwiają nam życie.

Czytaj dalej „15 najlepszych aplikacji, bez których ciężko jest żyć w Szwajcarii”

Transplantologia szwajcarsko-polska. 5 rozwiazań do przeszczepu z ziemi helweckiej do polskiej.

1. Jedzie pociąg z daleka
No nie jestem zbytnio twórcza na początek. Może to słaba poranna kawa, a może czysta moja złośliwość, ale chętnie bym zaadoptowała koleje szwajcarskie. To, że są punktualne to banał, cliche i nudne w ogóle. Urzekający jest natomiast rozkład połączeń. Ktoś kiedyś wziął kartkę i zielonym długopisem (zielonym, bo pod Alpami, coby do widoku pasowało) i rozplanował przesiadki tak, żeby nie biegać po peronach i nie czekać więcej niż parę minut na kolejny pociąg. Tfu tfu tfu a kysz i splunąć trzy razy przez lewe ramie, że też mi się takie bezeceństwa śnią. Gdyby w Polsce pociągi przyjeżdżały i odjeżdżały o czasie, w dodatku były połączone w logiczne korelacje. O mój Boże! O mein Gott wręcz! Toż to by się cała gospodarka polska zawaliła, gdyby nagle PKP zaczęło myśleć o pasażerach. Bez biegania, bez wyczekiwania godzinami na zimnych peronach, a jeszcze mogliby informować, jak długie będzie opóźnienie i jak najlepiej kontynuować podróż w takiej sytuacji. A fe, ale się wredna zrobiłam. To idziemy do punktu nr 2:
2. Odkurzacz uliczny
Zima idzie, więc jest jesień. A jak jesień, to spadają liście. Dalej nie jestem mocno odkrywcza, coś za słaba ta kawa była między punktem 1 a 2. No dobra, to teraz zaczyna się ciekawie: Liście spadają, więc nie leżą na chodnikach. To znaczy, zaraz – leżą. Nieeee, dobrze było: nie leżą na chodnikach. Na ulicach też nie. A to dlatego, że Szwajcarzy korzystają z wielce przydatnego urządzenia, jakim jest odkurzacz uliczny. Tak różowo to od razu nie jest, najpierw przed odkurzaczem idą pomarańczowi panowie z dużą dmuchawą (tak, tak, wiem, jak to brzmi). Wydmuchują wszystkie liście na ulicę, a potem wszystko zasysa taka nowinka technologiczna, jak traktor z wielką ssącą rurą. Niby nic wielkiego, ale co drugi dzień potrafią w krótkim czasie oczyścić całą dzielnicę. Na pewno szybciej niż grabkami.
WP_20160105_001
3.Przystanek dla śmieci
Przystanki mamy, autobusy też, nawet śmieci mamy, więc co w tym innowacyjnego? Ano to, że tu przystanki są dla autobusów śmieciowych. Jeździ sobie taki po dzielnicy i pochłania to wszystko, czego nie można wyrzucać do śmieci segregowanych – baterie, żarówki, stare płyty, oleje i takie inne niebezpieczne duperele. A ponieważ w Szwajcarii jest czysto (o braku koszy pisałam tu KLIK), a niebezpieczne duperele nie mieszczą się w standardy szwajcarskiej flagi makulaturowej (o związkach flagi z makulaturą pisałam tu KLIK) i nie mogą leżeć tak sobie na ulicy, to śmieciowy autobus ma swoje małe przystaneczki. Na każdym przystanku jest dzień tygodnia i zakres godzin, kiedy owo ekocudo przybędzie i poczeka, aż załadujemy je nie-eko śmieciami. Proste i logiczne. Do przeszczepu.
4. Bazarkowe rękodzieło bądź też rękodzielniczy bazarek
Bazarki świąteczne są wszędzie, ciężko tu będzie o jakąś konkurencję. Ani to polskie bardzo, ani szwajcarskie, bo i Germańcy nie gęsi, swoje Weinacht-targi mają i Angole też pewnie coś tam ładnego pod Westminster wystawiają. Chodzi o to, że Szwajcaria stoi hand-made’ami. Zamiast kolejnego stoiska z kolejnymi równie nieoryginalnymi wyrobami made in China mamy pojedyncze okazy czyjejś fantazji + zdolności. A że dużo takich okazodawców można znaleźć, to jest specjalnie dla nich zorganizowany świąteczny bazar rękodzielniczy. Wszystko tam jest, no wszystko, czego dusza zapragnie. I drewno, i szydełkowe ubranka, i biżuteria, i zabawki z filcu i własnoręcznie robione ciasta i grappy. I już się ładniej przed powiekami robi, jak sobie takie oryginałki pooglądamy na popołudniowym spacerze w niedzielę. Tylko na ceny lepiej te powieki przymknąć, chociaż – tu się właściwie Szwajcarom chwali – warto cenić czyjąś osobistą pracę i zapłacić trochę (tzn dużo) więcej.
WP_20150404_010

5. Miesiąc dobroci dla choinek
Biedne są choinki bożonarodzeniowe. Przez miesiąc stroją się i błyszczą, aby nacieszyć nasze oczy, a w styczniu lądują samotnie na śmietniku zapomnienia. Zimne, brudne, głodne, ogołocone z igiełek, aż żal patrzeć. W Szwajcarii mają czas się jeszcze z nami pożegnać. Po sezonie prezentowym wystawia się jej przed domem na ulicę. Leżą cierpliwie czekając na transport Wielce Wyspecjalizowanym Karawanem do Wywożenia Choinek tam, gdzie się je wywozi, a mijającym im po drodze przechodniom machają zwiędłymi gałązkami na pa pa. Mniej problemu dla nas, mniej porzuconych po kątach drzewek, a jak znam życie to po pogrzebie mają jeszcze jakieś swoje drugie tchnienie jako karma dla zwierząt albo biopaliwo.

8 oznak, że w Szwajcarii nadal jestem Polką

Jak przetrwać w Szwajcarii
Wir sind Schweiz. Jesteśmy Szwajcarią. Też bym sobie taki fajny rowerek kupiła, a tu ze mnie ta polskość wyłazi i wyłazi.

Szwajcara rozpoznać na ulicy dość łatwo (10 oznak że jesteś już Szwajcarem), a po mnie od razu widać, że jestem obca, bo:

  1. Macham łapami

Jakoś nie mogę się do tego przyzwyczaić, że na przejściu dla pieszych kierowcy postrzegają mnie jako zjawiskową istotę i zawsze się zatrzymają, żeby sobie popatrzeć jak przechodzę. W ramach odruchów dobroci próbuję Czytaj dalej „8 oznak, że w Szwajcarii nadal jestem Polką”