Ale wymagający ten uniwersytet. Nie dość, że jako urodzony kujon już mam zaległości, bo się nie wyrabiam z tymi pracami domowymi, to mi tu znowu z grafikami i rysowaniem wyjeżdżają.
Najpierw była grafika na nagłówek bloga. To ta:
Widzicie ten nagłówek? Ja też nie, bo w sumie nic z tego nie wyszło. Ale przynajmniej post było o czym napisać i jeszcze kawał historii sztuki szwajcarskiej przy okazji sprzedałam : Co ja tutaj robię #6 Da da da i L.H.O.O.Q.
Potem kazali robić ikonkę. To taki mały kwadracik, który się pokazuje na górze strony, jak ktoś otworzy zakładkę z Randkami. Widzicie? Wygląda znajomo? No niedziwne, bo po kilku mocno nieudanych próbach dałam sobie spokój i wstawiłam w końcu ten sam nagłówek, co to go nie ma. Nic nie można przeczytać, ale przynajmniej jest żółto z jakimiś plamkami. Do czasu aż będę bardziej kreatywna.
A teraz kolejne zadanie: Czas stworzyć swój własny brand. Bądź jak Nike, Pepsi albo inne Ikea łamane przez Mc Donalds. Nie wszyscy muszą znać na pamięć każdy twój post, ale wszyscy muszą wiedzieć, że Randki z Frankiem Szwajcarskim to taka fajna marka. Jeden mały znaczek i od razu wiadomo, że to blog o Szwajcarii. No i super. Już nawet dwa rebrandingi w swoim życiu zrobiłam. Korporacyjnie, jeszcze mi za to zapłacili. Mam opanowane w małym paluszku.
Projekt odpalony, zespół w składzie : Kierownik projektu (to ja), grafik (ja), informatyk (ja), ekspert od branding (ja). Budżet -zero franka i zero złotówy (też ja). Pikuś. Nic prostszego.To teraz siedzę i się zastanawiam, co tu z tym brandem zrobić. Logo musi być, jak nic, bez logo dalej nie zajadę. Jakieś góry może, w końcu tu gdzie kamieniem nie rzucić to Alpy. Może flaga czerwona z krzyżem. Albo jakieś kropki. Albo ciapki. Albo abstrakcja rodem z Dada. W końcu rok dadaizmu mamy.
No i jak tak siedziałam i wymyślałam, co by tu z frankiem ciekawego wykombinować, to mi się wziął frank zbiesił i sam zrobił rebranding. Beze mnie. Po cichaczu, tylko z tą ladacznicą Banque National Suisse znowu mnie puścił kantem. To już drugi raz. Postanowił na wiosnę trochę szafę odświeżyć i zmienić image na nowy. Ledwo rok tu jestem, jeszcze się muszę przypatrywać, który to z franków mi z portfela wychodzi, a jemu się zmian zachciało na nowe wzory i kolorki.
Żebym się niczego nie domyśliła, to wszystko zaplanowała jego kochanica. Panna Bankowa Narodowa Szwajcarska ogłosiła konkurs na nowy wygląd mojego franka. Tak się Szwajcarzy w swoich oparach abstrakcji zapędzili, że pierwsze miejsce jakieś niewiadomo co zajęło. Trochę geometrii, trochę kubizmu, tu meteoryt, tam ziemniak, jeszcze układ rozrodczy ze sztabką złota. Sami zobaczcie: KLIK.
No nie, jednak aż tak metroseksualny frank to nie jest. Trochę z prawdziwej waluty jeszcze w nim zostało. Pierwsze miejsce oprotestowano i suma sumarum wygrała kolekcja z drugiego miejsca. Frank będzie trochę bardziej ogarnięty. Proszę, o tu można podejrzeć: KLIK. Pokaz mody otwiera pięćdziesiątka (to ta zielona z paralotnią i słonecznikiem/ siatkówką oka/ komórką jajową). Wychodzi na wybieg już kwietniu. Następne odsłony zaplanowano na pokazy mody w kolejnych latach, aż tak modni to Szwajcarzy nie są, żeby całą kolekcję na raz na rynek wypuścić.
A moje logo?
A no są 4 koncepcje. Chyba powinnam jakiś konkurs ogłosić. Które logo wam się podoba najbardziej?
[blog_subscription_form]