Co ja tutaj robię? #6 Da da da i L.H.O.O.Q

Wczorajsze zadanie polegało na zrobieniu własnej grafiki na nagłówek bloga. A ja zawsze taka niekumata z plastyki byłam. Rysunki na prace domowe robiła za mnie starsza siostra, za to ja jej pisałam wypracowania z polskiego (zadziwiające, prawda? Kto by pomyślał, że umiem pisać…). Kiedyś tata mnie namówił na namalowanie mamy, która to pochwaliła mój rysunek krótkim: Bardzo ładna małpka.
No więc ja i grafika to dwie niepasujące do siebie połówki jabłka. Ale jak już się wzięłam do pracy według instrukcji, to nawet fajnie mi wyszło, nowy nagłówek wstawiony, tylko nie działa, bo się okazuje, że albo będą leciały posty w slideshow, albo nagłówek. Uznałam że panta rhei, wszystko płynie i ruszające się obrazki są lepsze od mojej sowicie wypracowanej pierwszej grafiki. Został więc slideshow.
Tak się napracowałam, że postanowiłam już żadnego więcej postu na ten temat nie pisać. Dzieć zakropkowany na biało lata z ospą po domu (biedroneczki są w kropeczki, u motylka plamek kilka), ja z gilem do pasa, mąż na delegacji (ODPOCZNIJ (sic!!!) sobie kochanie beze mnie). Olewam. Nie piszę. Mam wymówkę. Najwyżej będzie pała z pracy domowej.
cropped-header.jpg
O 22.30 dopadło mnie jednak sumienie kujona. Niby to uniwersytet wirtualny i szóstek nie dają, ale jak się zobowiązałam, to wypada się wywiązać. Nieee, nie wstałam z łóżka, żeby pisać post 😉 Aż tak szurnięta nie jestem. Co innego o 5 rano, kiedy dzieć nie mógł się zdecydować, czy zaciskać rączkę na mojej tchawicy, czy też wkłuwać palec w moje oko. Miałam półtorej godziny na przemyślenia w objęciach małego Konana Barbarzyńcy i uznałam, że jednak wstyd, zwłaszcza że:

  • Grafika taka abstrakcyjna lekko mi wyszła, a:
  • Przyszło mi przebywać w kraju, gdzie narodził się artystyczny duch dadaizmu
  • W tym roku przypada 100 rocznica stworzenia dadaizmu
  • Stworzyli go imigranci, tak jak ja. Co prawda z Niemiec i Rumunii, nie z Polski, ale co tam, Polak-Niemiec/Rumun, dwa bratanki
  • Da da glu glu leży właśnie koło mnie w łóżku
  • Dadaiści posługiwali się absurdem, zabawą, dowcipem. To zupełnie jak ja na blogu

Całe szczęście nie mieszkam w Zurychu, gdzie otworzyli w lutym wystawę „Dadaglobe” w Kunsthaus. Jeden dzień spóźnienia do wybaczenia. Szybko sprawdziłam, czy Agnieszka z Kultura po Szwajcarsku coś napisała na ten temat. Nie napisała, to bardzo dobrze, znaczy że nie tylko ja opóźniona jestem.
Trzeba przyznać, że w 1916 r w Europie mało kwitnąco było, tak jakby coś środek I wojny światowej, czy coś w tym stylu, a Szwajcarzy już wtedy machali swoją białą flagą neutralności, nie dziwota więc, że artystyczne europejskie dusze czym szybciej czmychnęły do Zurychu i zaczęły nawoływać, że do kitu to wszystko, do dupy wręcz. Głupia wojna, feeee, precz z wojną, precz z cywilizacją. Nic już nie będzie, jak mawiał pewien kandydat na prezydenta Polski. Precz ze wszystkim. Precz z wartościami, z formą, ze sztuką. Kuku dada.
Tak właśnie w skrócie wyglądała historia powstania dadaizmu. DA DA, bo tak się dogadują ze sobą dzieci, a nikt nie wie, o co chodzi (ja wiem, bo moje pisklę wyjątkowo wyraźnie mówi da da). DA DA, bo to TAK TAK po rumuńsku i rosyjsku. Ewentualnie DA DA, kiedy Hugo Ball i jego flama Emmy Hennings się nawalili i nie byli w stanie wypluć z siebie logicznego słowa (to już moja interpretacja, w słownikach o tym nie piszą). Fakt faktem, że założyli kabaret Voltaire, gdzie szanowna panna śpiewała romantyczne piosenki „Więc mordujemy, mordujemy każdego dnia”, będąc jednocześnie dilerką narkotyków i prostytutką. Urzekająca artystka. Chcieli ją za to deportować ze Szwajcarii, podobnie jak bełkoczącego poetę rumuńskiego Tristana Tzarę. Tego to akurat wzięli za rewolucjonistę, jak mieszkającego po sąsiedzku Lenina (wiedzieliście, że Lenin mieszkał w Zurychu?).
P1020325
Tak się dadaizm rozpędził w swoim braku zasad i norm, że z jednym wielkim NIE dla wszystkiego powędrował do Paryża, Kolonii i Nowego Jorku. I szybko wyzionął ducha, bo pożarł go jego własny potomek – surrealizm. Uczeń przerósł mistrza. a L.H.O.O.Q? A o tym na samym dole strony.
Natchnięta artystycznym zadęciem  postanowiłam jednak na koniec z okazji braku okazji wstawić swoją grafikę na jeden dzień zamiast slajdów. Jaki to dzień dzisiaj mamy? 17 lutego. Jakaś rocznica może okrągła? Hmmm, no chyba nic. 17 stycznia to przynajmniej wojska radzieckie wkroczyły do Warszawy. Jak byłam w podstawówce, kazali nam robić gazetki ścienne dla wiwatu. To niech będzie, że z okazji nie-upamiętniania 71 rocznicy i 1 miesiąca zajęcia Warszawy przez Rosjan dzisiaj na blogu grafika z nagłówkiem made by me. Jeżeli oczywiście znajdę, jak się ją wstawia. Jak nie, to będzie jutro. Z okazji 71 rocznicy, 1 miesiąca i 1 dnia.

This slideshow requires JavaScript.


Ps. L.H.O.Q.Q to dzieło francuskiego dadaisty z Nowego Jorku, Marcela Duchamp. Domalował wąsy Mona Lizie i podpisał zgrabnymi inicjałami, które czytane w oryginale brzmią: elle a chaud au cul. Ona ma gorący tyłek.
Gdzie można oglądać dadaistów?

  1. Dada Universal, Muzeum Narodowe w Zurychu, 5.2-28.3.2016 To już mało czasu zostało
  2. Dada Original, Narodowa Biblioteka Szwajcarska w Bernie, 7.3-28.5.2016  To u mnie w Bernie
  3. Dadaglobe renstructed. Kunsthaus, Zurych, 5.2-1.5.2016

A tu jeszcze co mądrego napisali w Wyborczej
 
[blog_subscription_form]
Blogging U.