Krótki poradnik, jak w 10 krokach zostać Szwajcarem

Właśnie mi i frankowskiemu blogowi stuknęło dwa lata. Nasza druga wspólna rocznica. Muszę przyznać, że przez ten czas mocno się zakolegowaliśmy, a i moje podejście do Szwajcarii uległo nieco zmianie. Pisałam już o tym, dlaczego nadal jestem Polką (KLIK) oraz o tym, jak rozpoznać Szwajcara (KLIK). A dziś będzie krótko o tym, jak z obcoludka stransformersować się na prawdziwego Helweta. Nie, nie chodzi o to ile i komu trzeba posmarować, żeby dostać lokalne obywatelstwo. Bycie Prawdziwym Szwajcarem to raczej stan umysłu – ciężki, ale możliwy do naśladowania.

  1. Jedz sery. Ale nie takie sobie zwykłe sery, które akurat wypatrzysz w sklepie na półce. Prawdziwy Szwajcar je prawdziwe sery, wytwarzane lokalnie, najlepiej ze swojego własnego kantonu, gminy, albo chociaż ulicy. Koniecznie  z certyfikatem szwajcarskiej mućki. Nawet składu nie trzeba czytać, bo wiadomo, że wszystko naturalne, długo leżakujące i odpowiednio śmierdzące.P1010958-W1024
  2. Jedz fondue. Fondue to też ser, tyle że w wersji płynno-gorącej. Można oczywiście kupić mieszankę serów na fondue w najbliższym supermarkecie, ale będzie widać, żeś przechrzta i tylko udajesz Prawdziwego Szwajcara przez duże P. Bo Prawdziwy Szwajcar kupi ser na fondue w odpowiednim, serowo-fondueowym sklepie, gdzie pan sprzedawca lepiej niż ty sam wie, co tak na prawdę chcesz kupić i ile. Ba! Prawdziwy Szwajcar przez duże P i duże SZ to na to fondue pójdzie do najlepszej restauracji w mieście. Albo jeszcze lepiej, pojedzie specjalnie do innego miasta, do bardzo znanej restauracji – znanej tylko z tego, że serwuje fondue.
  3. Kupuj kurczaka ze Szwajcarii. To tak ogólnie powiedziane, bo dotyczy to również krówki, świnki, cielęcinki, a także pomidorka, sałaty i ziemniaczka. I najlepiej wszystko BIO i najlepiej trzy razy droższe niż zwykłe latająco-biegające mięsko z Portugalii lub Hiszpanii. Prawdziwy Szwajcar nie skusi się na zagramaniczną promocję tylko będzie lojalnie wspierał swoje rolnictwo. Uwaga – i tutaj ciekawostka: Szwajcaria PRODUKUJE WŁASNE WINA. Słyszał ktokolwiek o szwajcarskiej marce wina?    P1010945-W1024
  4. Załóż dziecku konto w banku. Najlepiej zaraz po narodzinach albo lepiej – jeszcze tego samego dnia. Możesz się spodziewać, że szwajcarscy znajomi obsypią Ciebie i Twoje nowonarodzone dziecko prezencikami, nie zapominając o cienkiej kopercie z grubym banknotem w środku. Warto więc ułatwić wszystkim zadanie i zamiast zawracać głowę co urodziny i co święta – przesłać numer konta, na który można wpłacać „prezenty”. Że to takie mało romantyczne? Możliwe, ale zanim bachorstwo osiągnie pełnoletność, uzbiera niezłą sumkę na koncie na nowy start w życiu. No i w końcu to takie szwajcarsko- porządne i przewidywalne.
  5. Kup sobie wdzianko Made in Switzerland. W zasadzie Szwajcarzy nie obnoszą się z metkami. W zasadzie, bo praktycznie każdy ma w swojej szafie porządny wyrób znanej, lokalnej marki. Czy to kurtka Mammut, czy narty Stockli, czy zegarek Swatcha albo innego Rolexa, czy tylko skromny scyzoryk Victorinox. Jak się widzą, tak cię obgadują. Obwiesisz się szwajcarskimi markami, to będzie widać, żeś Szwajcar.WP_20170127_001
  6. Kup sobie buty. Szwajcarskie, czy też nie – ważne, żeby się nadawały do chodzenia po górach i pagórkach. Nie jesteś prawdziwym Szwajcarem, dopóki niedziele spędzasz przed telewizorem, albo na grillku ze znajomymi, zamiast wybrać się na pieszą wycieczkę w pobliskie górki. W końcu jesteś w Szwajcarii, pobliskie górki są wszędzie. A Szwajcarzy mają wyjątkową manię przenoszenia korków z autostrad na korki na szlakach turystycznych. Chcesz być w centrum życia towarzyskiego – nie ma zmiłuj, szoruj w góry. Trzeba uczciwie przyznać, że wszelkiej maści sklepy i centra handlowe pozamykane w niedzielę na cztery spusty mają swój udział w tym masowym masochizmie wędrówkowym.SassBianc (31)
  7. Kup sobie rower. A najlepiej od razy trzy. Kolarzówkę na weekendowe wypady na górskie szosy w ramach odpoczynku od nudnych górskich wędrówek. W wersji ekstremalnej zamiast kolarzówki może być porządny rower górski, do zjeżdżania po wertepach w dół, a nie wspinania się po szosie w górę; Rower miejski na jazdę po mieście. Ewentualnie kolarzówka też może być, ale nie ta sama, co do jeżdżenia po górach, tylko koniecznie oldschoolowa, najlepiej po babci albo wujku; Rower elektryczny – też do jeżdżenia po mieście. To teraz takie modne ostatnio – niby pedałujesz jak każdy porządny spocony Szwajcar,  ale głównym celem jest tak na prawdę wkurzanie tych wszystkich, co z mozołem zapitalają pod górkę, jak ty sobie czmychasz 50/h.Ticino (18)
  8. Od 11.30 do 13.30 nie używaj telefonu. No chyba że selfik ze znajomymi na lunchu, ale to inna historia. Prawdziwy Szwajcar wie, że pora lunchu to pora święta – nie zawraca się nikomu głowy niepotrzebnymi telefonami i nie przeszkadza w pałaszowaniu obiadku. A wszystkie urzędy, placówki zdrowia i inne pilnie w danym momencie potrzebne instytucje na wszelki wypadek przypomną o tym co po niektórym zapominalskim. W porze lunchu telefon jest wyłączony. Nigdzie się nie dodzwonisz. Nikt nie odbierze.
  9. Udawaj, że nie znasz niemieckiego. Zwłaszcza, jak chcesz być Szwajcarem z niemieckiej części. Oczywiście każdy kapusto-Szwajcar zna język niemiecki (ten normalny, z Niemiec), ale bez świergotania w nikomu nieznanym dialekcie nie staniesz się prawdziwym Szwajcarem. Musisz się nauczyć przynajmniej jednego z tryliona lokalnych niezrozumiałych dialekcików i w razie czego mówić, że to gdzieś wysoko w górach, gdzie nikt nie wie, jak się mówi. I jeszcze zawsze na pytanie zbolałego cudzoziemca: Czy może Pan/Pani mówić w Hochdeutch ? (czyli w tym normalnym niemieckim) musisz odpowiadać –  ALE TO DLA MNIE BARDZO TRUDNE. A potem już oczywiście możesz przejść płynnie na normalny język, w końcu sami Cię o to prosili. Nie wiem, jak to wygląda w Szwajcarii francuskiej i włoskiej. Też są tacy oporni na normalny francuski i włoski?
  10. Przez 3 dni w roku bądź różową świnką. Albo Królewną Śnieżką, rycerzem, Indianinem, pingwinem z Madagaskaru, meduzą lub ogrem. Możesz być nawet konewką. Nie ważne, za kogo się przebierzesz – ważne, żebyś wyglądał co najmniej jak idiota i przez kilka dni oglądał jak banda facetów głaszcze swoje fujarki. Flety, trąby, puzony – jak zwał, tak zwał – bez orkiestr dętych karnawał w Szwajcarii nie istnieje. Jeszcze się przy tym musisz dobrze bawić, najlepiej w gronie równie idiotycznie jak ty ubranych znajomych, wtedy wszyscy pomyślą : O, to są prawdziwi Szwajcarzy. Ci to się potrafią bawić. Zwykła maska i peruka to tylko nieudolna próba naśladowania Helwetów i obraza dla tego jakże pięknego święta gawiedzi.

    This slideshow requires JavaScript.

To jak, kto z Was zaryzykuje zostanie Szwajcarem? Przede mną jeszcze długa, kręta droga. Górska.

5 odpowiedzi na “Krótki poradnik, jak w 10 krokach zostać Szwajcarem”

  1. ad 3) Wina szwajcarskie są wysmienite!!! Niestety ich produkcja wystarcza na zaspokojenie wylacznie lokalnego popytu. Zdarzają sie jednak sytuacje zupelnie wyjątkowe jak zakup wymarzonej szwajcarskiej butelki w sklepie „winnym” w … Denver w Colorado!
    ad 9) Szwajcarzy francuskojęzyczni nie maja problemow w „hoch-franzosich” (lol). Z wyjątkiem nielicznych lokalnych nalecialosci mozna dogadać sie po „zabojadzku”. Proces zrozumienia dziala w obu kierunkach.
    Dodalabym punkt nr 11.
    Chcesz być „prawdziwym Szwajcarem” – zmien polską beztroską swiadomość spoleczną na tamtejszą absolutną „praworządność”. To jest stan myślenia czesto dla Polakow kompletnie niezrozumialy, aczkolwiek do wszystkiego mozna sie przyzwyczaić
    Pod resztą sie podpisuję….(jako „Szwajcarka” od 20 juz lat)

Leave a Reply

%d bloggers like this: