Królowa lodu szuka nowego lokum. Bajka o spływających lodowcach i benzynie ze słońca

Jest sobie taki kraj na świecie, którego prezydent uważa, że ma same sukcesy.

Żadnej porażki.

Pełen tryumf.

Nawet się nazywał- Tryumf, ale  ludzie zaczęli go przezywać Trump.

No cóż, bywa.

Tak więc prezydent Trump usiadł pewnego dnia w skórzanym fotelu w swoim okrągłym pokoiku dla chorych psychicznie i pomyślał: napiłbym się dobrego, czerwonego wina.

Jak pomyślał, tak zrobił, ale tak niefortunnie otwierał butelkę, że wino wylało mu się na spodnie.

Wkurzony prezydent Trump wykrzyknął :

-Co to u diabła za wino????

-Francuskie – odparł jeden z doradców

-Francuskie? Nie będzie mi tu żaden francuski chłam humoru psuł! Co tam mamy francuskiego w America First?

-Paryskie porozumienie klimatyczne.

-Do kosza z nim! Mamy już paryską Wieżę Eiffla, nie potrzebny nam żaden klimat.

-Eee…to znaczy…..mamy paryską Statuę Wolności. A to porozumienie to taka książeczka o tym, że jest coraz cieplej i się lód topi.

-Żadne cieplej. Zimno jest. A lód to jest w zamrażalce.
Daleko, daleko, za oceanem i kilkoma rzekami,

w małym górskim kraju pośrodku Europy, przestraszeni Szwajcarzy weszli na swoje wysokie czterotysięczniki i krzyknęli:

E! Panie Trump! Głupoty pan gadasz!

Machali i machali do niego flagą z białym krzyżem, krzyczeli coraz głośniej, ale im wyżej chcieli wejść, tym bardziej im się lód spod stóp topił.

Bo Szwajcarzy już wiedzą, że matura to nie bzdura, a ocieplenie klimatu to nie bajki dla małych dzieci.

Można nie dostrzegać topiących się lodowców na biegunie północnym, bo to w końcu daleko i dotyczy głównie pingwinów, ale nie można udawać, że lodowce nie topią się w samym sercu Europy. Topią się w tak zastraszającym tempie, że nawet gdyby przyszło kilka zim stulecia i zasypałoby nas po same czubki nosów, to nie da się tej erozji już powstrzymać.

Chcecie dowodu? Proszę bardzo:

Furka (12)

Oto lodowiec na przełęczy Furka.

Nie widać go tutaj dobrze na zdjęciu, więc może wrzucę inne.

Tak na oko – sądząc po samochodach – zdjęcie z lat 50-tych. Obydwa są zrobione mniej więcej w tym samym miejscu:
Furka (59)-W1024

Kiedyś wejście do lodowca znajdowało się zaraz za kasami (to ta chatka Heidi w środku fotki).

Dzisiaj, żeby wejść do wnętrza zmarzliny trzeba przedreptać po pozostałościach lodowca dobre paręset metrów niżej (na górnym zdjęciu widać, jak drepczą).

Bo lodowiec, moi drodzy, znika w oczach.

Nie tylko ten jeden, podobny los zagłady czeka chyba wszystkie alpejskie lodowce. Według naukowców, do końca naszego stulecia roztopi się 70% dzisiejszej powierzchni lodowców, a ośnieżone szczyty będziemy oglądać na pocztówkach babci i dziadka.

Szwajcarzy są bardzo wrażliwi na punkcie przyrody i ochrony środowiska naturalnego. Koncentrują się na ekologicznym – a co za tym idzie bardziej ekonomicznym sposobie życia.

Dlaczego ekologia i ekonomia idą razem w parze?

Bo każda oszczędność prądu, wody czy też paliw niesie za sobą mniejszą produkcję przemysłową, co przekłada się automatycznie na ochronę klimatu.

Nie wiem, czy Szwajcarzy są prekursorami w rozwiązaniach energetyczno-ekologicznych, ale chwała im za to, że chociaż próbują. Wydajność energetyczna, odnawialne źródła energii i zarządzanie zasobami wodnymi – to takie lotne hasełka, które mało co komu mówią, ale na szczęście przekładają się na konkretne przykłady, które łatwo pokazać. I jeszcze przy okazji nie stworzyć nudnego postu o ekologii. Bleeee…

Lubicie różowe landrynki?

To proszę bardzo, dla fanów Pink i ekologii Monte Rosa Hut – Chatka na Różowej Górze – tak kolokwialnie nazywa się pierwsze, samowystarczalne energetycznie schronisko w górach.

Futurystyczna bryła pokryta aluminium i panelami słonecznymi pokrywa w pełni zapotrzebowanie na energię, wprowadzone jest również zarządzanie ściekami. Schronisko leży obok lodowca Gorner i również tym wszystkim, którym uda się tutaj dotrzeć (to nie jest wyprawa w klapkach na Kasprowy) gorzko przypomina, iż w latach 50 tych sięgał on o wiele wyżej.

Jak ktoś ma fajną myszkę w komputerze, to może sobie nawet obejrzeć panoramiczne zdjęcie.

To idziemy jeszcze wyżej

5 listopada stuknęło dokładnie pół roku, kiedy w powietrze wzbił się pierwszy samolot słoneczny. Oczywiście zbudowany przez zespół specjalistów z białym krzyżykiem na czerwonym tle.

SolarStratos to samolot ze skrzydłami jak łopaty do pieczenia chleba, w całości pokrytymi panelami słonecznymi. Taka benzyna wysokooktanowa prosto ze słońca. Tutaj jest taki nachalny filmik marketingowy:

A tu można zobaczyć od kuchni, jak wyglądał pierwszy lot. Oczywiście, na razie to zabawka dla dużych chłopców. Tak, jak samochody na wodę. Istnieją takie, nie?

No dobrze, ale nie trzeba bujać w obłokach ani wspinać się na topniejące lodowce, żeby zobaczyć, że Szwajcarzy na co dzień praktykują swoje strategie energetyczno-oszczędnościowe.

Pół roku temu przyjęli Strategię 2050 ograniczającą stopniowo użycie elektrowni jądrowych na rzecz odnawialnych źródeł energii (głównie z wiatraków). Oprócz tworzenia „fajniejszej” energii, projekt zakłada również stopniowe jej ograniczanie. Czyli się nie kąpiemy, jemy tylko surowiznę i na zimno, jeździmy na wakacje w pół drogi i nie latamy…

Takie bajki tam. No dobra, może nie do końca tak.

Szwajcarzy wprowadzają na szeroką skalę projekt Miasto Energii – na dzisiaj obejmuje już on 400 miast i ponad połowę mieszkańców kraju.

A co dokładnie oznacza?

Ano tyle, że żeby się pochwalić plakietką Miasta Energii trzeba spełnić min. 50% wymaganych kryterium prowadzenia stałej polityki energetycznej – czyli znowu lotne hasła typu energia odnawialna, mobilność i wydajność energetyczna.

A tak konkretnie: miasta muszą się przestawić na bardziej ekologiczne i wydajne źródła energii, to znaczy w głównej mierze zrezygnować z miłego nam sercu węgla. Dotyczy to zarówno budynków komunalnych jak i prywatnych. Muszą prowadzić politykę wymiany urządzeń na bardziej wydajne.

To pewnie dlatego od 3 lat mam wiecznie rozkopane pod nosem. Jak nie wodociągi, to kanalizacja, jak nie gaz, to światłowody.

Co ważne też – miasta muszą do tych działań wciągnąć samych mieszkańców. Liczą się tu takie detale, jak ulotki dotyczące segregowania śmieci, giełdy rzeczy używanych czy promowanie transportu – no właśnie, nie tyle publicznego, co raczej pieszo-rowerowego.

Miejskie wypożyczalnie rowerów, parkingi rowerowe, rowerostrady też dostają swoje punkty, bo biorą udział w programie „rowerem do pracy”. A transport pieszy został nawet specjalnie nazwany, Pedibus. Tak, żeby nam się miło kojarzyło.

Za zwiedzanie elektrowni słonecznej też się dostanie gwiazdkę w rankingu.

Wszystko to po to, żeby Szwajcarów uświadomić, że wcale nikt im nie każe żyć ekologicznie i oszczędnie, tylko, że sami tak chcą. Moje Berno też jest w rankingu Miast Energii,  ma nawet przypinkę GOLD, co oznacza, że osiągnęło poziom spełnienia min. 75% zalecanych kryteriów.

Co do wspomnianego pana Trumpa, to Szwajcarzy postanowili go jak nie kijem z flagą, to marchewką.

Wysłali na podbój Hameryki pięćdziesiątkę studentów z 4 renomowanych helweckich uniwersytetów, żeby ci mu pokazali, co oznacza ekologia.

Futurystyczny budynek NeighbourHub wygrał prestiżowy konkurs architektoniczny Solar Decathlon, zajmując pierwsze miejsce spośród 200 zgłoszonych projektów. Panele słoneczne na ścianach, ogródek na dachu, pranie w deszczówce i robaki na etacie domowych zjadaczy śmieci – to wszystko będzie można zobaczyć już niedługo we Fryburgu.

Jak się spodoba, to rozwiązania proponowane przez studentów będą wprowadzane na większą skalę. I niedługo zobaczymy samolot z pionowymi skrzydłami na panele słoneczne. A co tam.

O szwajcarskiej strategii jądrowej możecie przeczytać tu: Bum Bum bombowo atomowo
a o roztapiających się lodowcach na zaprzyjaźnionym blogu Szwajcarskie Blabliblu

Jedna odpowiedź do “Królowa lodu szuka nowego lokum. Bajka o spływających lodowcach i benzynie ze słońca”

Leave a Reply

%d bloggers like this: