Jak oszczędzać w Szwajcarii? Sprawdzone i przetestowane patenty

Czy w Szwajcarii jest drogo, to nie jest dobrze zadane pytanie. Pytanie brzmi, jak przeżyć na poziomie i jeszcze przy tym trochę zaoszczędzić. Bo tak, w Szwajcarii jest drogo, nawet bardzo! Ale…. są triki i ukryte sztuczki, aby co miesiąc zostawało nam w portfelu trochę więcej franków. Dzisiaj przedstawiam moje sprawdzone i przetestowane patenty na oszczędzanie w Szwajcarii

Patent na zakupy

Każdy ma swoją ulubioną sieciówkę na zakupy, czy to Migros i Coop, czy też dyskonty Aldi, Lidl i Denner. Ja akurat wybieram zazwyczaj Migros i patent na oszczędzanie na zakupach polega na zbieraniu punktów. Ale nie takim zwykłym zbieraniu, bo tak można i chińskie stulecie czekać, aż się uzbiera w koszyczku jakaś miernota na 5 % rabatu. W Migrosie opłaca się mieć kartę Famigros (dla rodzin), na której punkty zbiera się szybciej. Najlepiej korzystać z czasowych promocji, gdzie punkty są naliczane x2, x5, a nawet x20. Często są to produkty, które mogą sobie długo poleżakować, więc opłaca się zrobić zapasy do szafy. Jako stary wyga marketingowy powiem przy okazji, żeby do różnych rabatów i punktów podchodzić z ostrożnością. Wszystkie te promocje mają na celu przyciągnięcie klienta do sklepu i zakup produktów, które nie są przecenione. Rabaty to tylko wabik. Ale – kto jak kto – Polak potrafi. Dobrze zaplanować, nie dać się zwieść na manowce i sukces murowany. Czy zabawa w punkty ma sens? W naszej rodzinie zwraca się nam 50-150 Fr co dwa miesiące. Zależy jak bardzo szalejemy na promocjach. Drugi patent to kupowanie w piątek wieczorem lub w sobotę rano produktów z przeceną 50%. Są to zazwyczaj sery i mięso z bardzo krótką datą przydatności do spożycia, które nie mogą zostać w sklepie na weekend. No dobra, tylko co ja zrobię z kilkoma kilo mięsa w weekend, powiecie? Ano proszę – zamrozić można, na cały tydzień. Podobnie jak ser, czy chleb. Można też zrobić sobie kilka dań z góry i zamrozić gotowe obiadki w pudełkach. Kolejny super hiper tajny tip to zakup produktów niemarkowych. Z aplikacją Yuka przetestowała już setki produktów i okazuje się, że to co bez kolorków, marketingu i na najniższej półce ma często lepszy skład, niż dające po oczach fleszem kremiki, mydełka i czekoladki. Kolejny patent to aplikacja Too Good To Go, gdzie pod koniec dnia sklepy i restauracje pozbywają się świeżych produktów za połowę ceny. W aplikacji można sobie takie jedzonko zarezerwować i odebrać z danego punktu podczas wieczornego spaceru.

Patent na śmieci

Śmieci są segregowane i płaci się za tylko za worki takich „prawdziwych” śmieci, które już na pewno trzeba wyrzucić. I patent polega na tym, żeby tych „prawdziwych” śmieci było jak najmniej. A można to zrobić dzięki wysokiemu poziomi segregacji. Papier, aluminium (wieczka od jogurtów!)  i puszki, szkło – ale nie tylko. Nie każdemu chce się segregować bio-odpadki, a zajmują one dużo miejsca w naszych śmieciach. Sprzęt RTV, meble, stare ubrania, żarówki, baterie, broń ( w końcu jesteśmy w Szwajcarii) – to wszystko oddać można w punktach recyklingu, które znajdziecie w aplikacji Recycling Map. Stare ubrania i buty można też za darmo oddać w sieciówkach C&A, w ramach akcji We take it back. Przy okazji dostaniemy rabat 15% na nowe zakupy. A niepotrzebne, ale nadal dobre meble i przedmioty najlepiej wystawić za darmo na jednej z platform typu Tutti, Ricardo czy Anibis. Nie dość, że pozbędziemy się niepotrzebnych rzeczy, to jeszcze ktoś sam przyjedzie i to nam zabierze z domu.

Patent na Second Hand

Nie wiem, czy tylko ja w takim lewicowym Bernie mieszkam, czy to filozofia całej Szwajcarii, ale sprzedaż rzeczy używanych to tu potęga. Mam wręcz nieodparte wrażenie, że używane rzeczy są lepszą inwestycją, niż nowe. Już wielokrotnie udało mi się sprzedać w dobrym stanie produkty w tej samej cenie, co były kupione – a swoje odsłużyły. Brocki czy sklepy Czerwonego Krzyża, gdzie życzliwi oddają rzeczy za darmo to tylko pół tematu. Królestwo używańców to internet.  Wspomniane wyżej platformy, gdzie nie tylko możemy się obkupić, ale przede wszystkim zarobić na sprzedaży naszych domowych kurzołapów. Jako mama rosnących burzliwie dzieci jestem też fanką sezonowych i stacjonarnych giełd, dzięki którym zasilam domowy budżet drobnymi na waciki. Przy okazji pozbywam się z domu ton zalegających na podłodze i w szafach zabawek i ubrań. Giełdy ubrań ( i nie tylko) dla dzieci w niemieckojęzycznej Szwajcarii można znaleźć w serwisie Kindex.

Patent na ubezpieczenie zdrowotne

Cały czas nie mogę wyjść z podziwu, jak słyszę od moich (szwajcarskich głównie znajomych) „ja mam na szczęście niską franczyzę i za leczenie płaci moja kasa chorych”. Serio? Nikt jeszcze na to nie wpadł, że to tak nie działa? Niska franczyza w ubezpieczeniu zdrowotnym kusi, bo mało kto jest chętny na płacenie z własnej kieszeni 2500 Fr co roku. A tak, tylko „karne trzy setki” i resztę już ubezpieczyciel. Otóż nie. Wszyscy płacą te niechlubne 2500 Fr, tylko niektórzy mają je rozłożone w ratach miesięcznych u ubezpieczyciela. A ci, co mają niskie stawki miesięczne, muszą wyłożyć z własnej kieszeni, jak idą do lekarza. Podsumowując – te 2500 Fr albo płacisz ubezpieczycielowi, albo lekarzowi – ale tylko jeżeli do niego rzeczywiście chodzisz. Ja już jestem mocno ryczącą czterdziestką i pogaduszki przy kawie obejmują głównie tematy co i gdzie mnie boli, a jeszcze mi się nie udało dojechać do rocznych kosztów 2500 Fr. Warto więc dobrze obliczyć swoje całościowe koszty z jednego roku i porównać, czy na pewno niska franczyza nam się opłaca. Poza tym koniecznie pogrzebać w internecie i porównać oferty. Niektóre dodatkowe ubezpieczenia się opłacają, ale niektóre są całkiem zbędne.

Patent na bank

Patent dla osób, które mają konto w szwajcarskim banku – bo o to wcale nie zawsze tak łatwo. Konta bankowe mają to do siebie, że oferują nam nie tylko roczne opłaty, ale też benefity. Ja na przykład dzięki mojej karcie na Rrrrr (bez lokowania produktu) mam za darmo dostęp do muzeów w całej Szwajcarii. Albo jakieś zniżki i rabaty na różne atrakcje typu kolejki górskie. Ponieważ ja lubię się włóczyć po muzeach, galeriach a tym bardziej czubkach gór, to opłata roczna za kartę rekompensuje mi chwile relaksu. Inny patent to opcja cashback, która jest dostępna głównie przy kartach kredytowych (chociaż się nie upieram, może jakiś bank ma ją w ofercie karty debetowej). Im więcej robi się zakupów daną kartą, tym więcej zostanie nam zwrócone. Ziarnko to ziarnka….

Patent na kolej

Nie będę tu pisała truizmów o tym, że jak ktoś często jeździ koleją, to powinien sobie kupić roczny abonament. Ci, co jeżdżą, to wiedzą, że warto, mimo że kosztuje prawie 3900 Fr. Ci, co jeżdżą rzadziej powinni rozpatrzyć zakup Halb-Abo za 185 Fr/ rok, bo dzięki niemu można oszczędzić na sporadycznych przejazdach. Ale jest jeszcze jeden patent na oszczędzanie, tzw. Sparbillett/billet degriffe/ biletti risparmio. To oferta dostępna tylko w internecie lub aplikacji i polega na zakupie taniego biletu na pociąg o konkretnej godzinie i danego dnia.  Im wcześniej kupimy, tym większy rabat. Ta oferta nie jest jednak zazwyczaj dostępna w godzinach szczytu i w mocno obłożonych pociągach. Jeszcze jeden tip: W wyszukiwarce aplikacji należy wpisać podróż od stacji do stacji, a nie od adresu, np. naszego domu. Wtedy aplikacja nie pokaże nam Supersaver’ów. I jest jeszcze haczyk: takich biletów nie można zwracać ani zmieniać.

Patent na wynajem mieszkania

Mało kto zwraca uwagę na zapisy w umowie najmu mieszkania i na to, od czego zależne są roczne koszty. A są one zależny od tzw. Mietzins, które ustalane są przez Narodowy Bank Szwajcarii. Jeżeli wzrosną, to właściciel mieszkania ma prawo nam podwyższyć czynsz. A jeżeli spadną…. to nic się nie dzieje, dopóki sami się z tym do właściciela nie zgłosimy. Zgodnie z prawem, możemy żądać zmniejszenia czynszu, jeżeli jest on (a zazwyczaj jest) oparty na wskaźniku Mietzins. Nie powiem, że zwracanie się do właściciela mieszkania o obniżkę czynszu to bułka z masłem, raczej gorczyca z pieprzem, ale gra jest warta świeczki. I w 100% wygrana.

Patent na rabaty

Pierwszy to patent internetowy, z aplikacji Rabattcorner. To platforma, która oferuje zakup w zwykłych, znanych sieciach, ale działa na zasadzie „znajomi króliczka”. Za to, że zrobicie zakupy z poziomu tej aplikacji, dostaniecie rabat i jeszcze naliczy Wam się opcja cashback. Poza tym, za polecenie aplikacji dalej znajomym (przy pomocy linka), też się Wam naliczają dodatkowe frankole. Drugi patent to specjalne oferty dużych graczy. Zanim wybierzecie się na wycieczkę lub kupicie np. abonament telefoniczny, sprawdźcie, czy czasami Coop, Migros lub jakiś bank nie oferują Wam tego samego, ale z rabatem. Tu znowu panuje zasada „ręka rękę myje”. Duże szwajcarskie ryby wykorzystują nawzajem swoje kanały dostępu i mają dzięki temu niższe ceny. W ogóle to internet ma niższe ceny, niż w kasie. Dotyczy to m.in abonamentów na wyciągi narciarskie lub biletów wstępu.

Patent na przelewy pieniędzy

Na międzynarodowe przelewy pieniędzy, dodajmy. Otóż najkorzystniejszy jak dotychczas przeze mnie znany sposób, to karta Revolut. To takie trochę połączenie internetowego kantoru walutowego z kartą do płacenia i konta do przelewów. A największy hit jest taki, że każda transakcja odbywa się w dowolnej walucie. Nie płaci się za przewalutowanie, ani za transfer. Czyli, łopatologicznie: Przelewam z konta dajmy na to w Szwajcarii na konto Revolut, zamieniam franki na złotówki (po korzystnym kursie) a następnie przelewam te złotówki na konto w Polsce. Kartą Revolut można też wypłacać krajową walutę i płacić bez opłat przewalutowania, co jest wygodne w zagranicznych podróżach. Pieniądze można dowolnie wymieniać w każdą stronę, więc po wakacjach pozostałości egzotycznych walut lądują z powrotem na naszym lokalnym koncie. Gdzie jest haczyk? Dla mnie haczyk jest natury moralnej, bo brytyjski Revolut podejrzewany jest o zbyt bliskie związki z rosyjskim wywiadem. A tu chodzi przecież o nasze dane osobiste. Jeżeli komuś takie podejrzenia nie przeszkadzają, to pod względem finansowym Revolut jest jak najbardziej bezpieczną formą przewalutowania.

Patent na podatki

Patent na podatki jest prosty. Podatki płaci się w zależności od kantonu, a jak wiemy, mogą się one między sobą znacznie różnić. Lepiej więc policzyć sobie, czy nie opłaca nam się zamieszkać 20 km dalej i płacić dzięki temu mniejsze podatki.

Patent na podróże i bilety lotnicze

Kiedyś głupia przeglądarka internetowa pokazała mi inną cenę biletu lotniczego, jak sprawdzałam na polskiej stronie, a inną – na szwajcarskiej. Przeglądarka wyszła z założenia, że skoro stronę www czytam po polsku, to jestem Polką w Polsce. I zmieniła cenę. Dodam, że chodziło o ten sam lot w tej samej linii lotniczej. Teraz już zawsze sprawdzam, czy linie lotnicze nie próbują mi wcisnąć „podatku szwajcarskiego” z racji tego, że mieszkam w bogatym kraju. Ale białe nie zawsze jest białe, a czarne nie zawsze jest czarne. Dokładnie odwrotną sytuację miałam z zakupem wakacji przez znane, międzynarodowe biuro podróży. Ten sam pakiet wycieczki okazał się tańszy przy zakupie na szwajcarskiej stronie, a nie polskiej. Wniosek? Należy sprawdzać oferty w różnych wersjach językowych.

Patent na kawę

Kawa w kapsułkach jest szybka, wygodna i …. diabelsko droga. Nawet, jeżeli kupujemy kapsułki w dyskoncie, na promocji i wcale nie oryginalne, tylko zwykłe, swojskie podróby. Kawa mielona w opakowaniu jest tańsza, ale to jeszcze nie jest hit. Jak by nie liczyć, 4 razy tańsza jest kawa ziarnista. Tylko co zrobić, jak ktoś nie ma ekspresu ciśnieniowego z młynkiem w domu? Nic prostszego, w każdym sklepie Migros i Coop znajduje się młynek do mielenia kawy. Wystarczy kupić opakowanie 1 kg kawy w ziarnach i po 4 sekundach mamy już worek kawy mielonej. A, i jaki zapach się w domu unosi przez kilka kolejnych dni. Młynek, młynkiem, a co z tym ekspresem? Ja już kilka lat temu się przerzuciłam na kawiarkę. Taki metalowy czajniczek do stawiania na fajerce i parzenia kawy. Trwa to dłużej, niż naciśnięcie guzika w ekspresie automatycznym – to pewne. Za to smak jest zupełnie inny. Kawa kapsułkowa nigdy nie dorówna aromatowi świeżo zmielonej kawy. Poza tym nie wyrzucamy ton plastikowych kapsułek do śmieci, co – patrz punkt 2 – przekłada się na oszczędności na śmieciach.   Szwajcaria, jako kraj banków zobowiązuje do sumiennego obchodzenia się z pieniędzmi. Macie swoje własne patenty na oszczędzanie w Szwajcarii?   Inne, równie przydatne aplikacje, co wymienione w artykule, znajdziecie w poście 15 najlepszych aplikacji, bez których ciężko jest żyć w Szwajcarii    

 

   

 

 

9 odpowiedzi na “Jak oszczędzać w Szwajcarii? Sprawdzone i przetestowane patenty”

  1. U mnie nie można oddawać odpadów bio, bo nie ma kontenerów.
    Ogólnie Szwajcarzy wrzucają i tak puszki i plastik do ogólnych śmieci. Puszek nie chce im się nosić do jedynego punktu odbioru, a plastiku (oprócz PETów) nikt nie chce. To samo folie i styropian lądują w śmieciach ogólnych.

    Czyli jaki wysoki poziom recyklingu i oszczędzania?…

    A na zakupy i lody jeżdżę za granicę, bo mieszkam w mieście graniczącym z UE. Na szczęśćie, bo u nas nawet lodów nie ma i parku.

    1. To prawda z plastikiem, mnie tez długo dziwiło, że tu plastik to tylko PET i inne czysto przetwarzalne tworzywa. Ale sam poziom segregacji jest imponujący. Może nie w każdym miejscu 😉
      Ale to aż dziwne, że nie ma odpadów bio u Ciebie

  2. Pewna alternatywa jest tez konto w Kantor Alior – jest tam karta wielowalutowa, ktora dziala tez z CHF. Zaleta jest taka, ze jest to bank (a nie spolka-krzak). Transfery z CH dochodza w przeciagu dnia-dwoch, a potem juz wymiana jest natychmiastowa. Polecam wymieniac waluty w dni robocze w godzinach dziennych a nie nocnych/, poniewaz inaczej kursy zdaja sie byc mniej korzystne.
    Mozliwe tez ze inne PL banki oferuja podobne platformy ale tego nie sprawdzalem.

  3. Mam 🙂 Kiedyś już o tym pisałam: http://pryzmatycznie.blogspot.com/2017/12/oszczedzanie-konsumenckie-w-szwajcarii.html
    O Revolucie też, tutaj: http://pryzmatycznie.blogspot.com/2019/11/appkowo-czyli-twint-treatwell-codecheck.html – wciąż używam, choć coraz mniej podobają mi się zachodzące w nim zmiany.

    Obniżka czynszu to niekoniecznie problem – w naszym przypadku wystarczyło po prostu wysłać list. Na pewno warto spróbować.

    RabattCorner nie znałam, dzięki.

    Miłego dnia!

    1. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia 😉 my nigdy nie jeździliśmy na zakupy do Francji czy Niemiec, bo nie jesteśmy przygraniczni ;( ale do Włoch do restauracji już tak ;). Dzięki za info o aplikacji TreatWell, szukałam tu w Szwajcarii odpowiednika Booksy (który uwielbiam!) i nie mogłam znaleźć.
      Ps: mamy podobny sposób myślenia, ja tez pisałam rok temu o aplikacjach w CH 😉

  4. Alternatywa do Revolut to TransferWise, tylko nie wiem czy z jakimś wywiadem współpracuje 😉

    Dodam jeden sposób na oszczędzanie, a mianowicie zamawianie na niemieckim Amazon 🙂 Szczegolnie jak zamknięte sa granice do Niemiec.

    1. A Transferwise ma jakieś opłaty? Bo tak mi się wydawało, więc umieściłam tylko Revolut.
      Amazon z Niemiec to rzeczywiście dobry pomysł, ale trzeba mieć adres w Niemczech? Czy wystarczy w Szwajcarii?

      1. Nie, TransferWise jest za darmo. Teraz chyba tylko jest jakas mała opłata przy zamawianiu karty. Kiedyś nie było.

        Mozesz normalnie z Amazon kupować na szwajcarski adres. Odrazu naliczają tez szwajcarski VAT. Niestety nie wszystko sie kupi, gdyż nie wszyscy sprzedawcy wysyłają do Szwajcarii. Ale mimo tego jest jednak duży wybór. Warto miec tez Prime jak duzo sie kupuje 🙂

Leave a Reply

%d bloggers like this: