E tam panie, lepiej nie mówić, czyli co mi się nie podoba w Szwajcarii

Jesień kalendarzowa się właśnie zaczęła, co prawda słońce jeszcze świeci i ciepło, ale za chwilę na pewno będzie plucha i szaro-buro. Najwyższa więc pora włączyć tryb narzekania. Jak nie na pogodę, to na Szwajcarię. Że niby tak sielsko anielsko? Ha! To zobaczcie, co tu biedną polską duszę wkurza.

  1. Nie podają naszego ciasta ani naszej wódki.

Nawet nie chodzi o to, że polskie. Zwykłe takie może być, z Migrosa lub innego Coopa, albo całkiem niezwykłe czekoladki z Villars. Wódka też tak metaforycznie, bo tu raczej z winem w prezenty. Chodzi o to, że jak masz na coś ochotę i przyniesiesz to ze sobą w gości, to co najwyżej poliżesz zamknięte drzwiczki od szafki w kuchni, bo na pewno nikt twojego ciasta ani wina nie postawi na stole do degustacji gości. Od razu ląduje w odmętach prezentowych przestrzeni i nie jest wystawiane na widok i smak publiczny.

2. Nie ustępują w autobusie miejsca kobietom w ciąży. Ani w kolejce, ni du du.

Ktoś, kto kiedyś narzekał w Polsce na nieustąpienie miejsca w autobusie niech się ze swoimi narzekaniami schowa głęboko. Bo tu nawet jak tym brzuchem na pół kilometra przede mną będę się obijała na prawo i lewo, to i tak nie mam szans, żeby jakaś łaskawa dusza spojrzała się łaskawym okiem i przez cień mózgu przeleciała jej myśl, że można by tak wstać i ustąpić miejsca….Ani w autobusie, ani na przystankach czy innych miejskich skwerkach. W swojej niedoli nie jestem osamotniona, tak samo bez przywilejów są staruszki o laskach (takie na prawdę staruszki, a nie co to: pani młoda jest, pani sobie postoi a ja mam ciężką siatkę).

  1. Przy stole zapada cisza i nikomu to nie przeszkadza

Jaki jest najbardziej żenujący moment na imprezie? Kiedy nikt nic nie mówi, wszyscy stoją w kółku z kieliszkiem w ręku i tylko głupie uśmieszki przewijają się po kącikach ust, że może by tak jeszcze tę atmosferę ratować gadką o pogodzie? Albo chociaż o polityce i religii… No chyba, że jesteśmy w Szwajcarii. Wtedy zapadająca raz na jakiś czas cisza w gronie znajomych nikomu nie przeszkadza. Nikt nie błądzi oczami po ścianach w poszukiwaniu nowego tematu, nikt nie wzdycha nic nie znacząco Taaak…. Zdaje się, że wtedy po prostu MYŚLĄ. I ten proces wymaga CISZY.

4.Palą papierosy na przystankach i peronach

Ktoś pamięta jeszcze takie czasy, kiedy w Polsce wychodząc z pubu lub restauracji można było po zapachu swoich majtek wyniuchać, jakie papierosy palił sąsiad obok? Zdaje się, że to wieczność przeszła historyczna, dla mnie jako dla nigdy nie zaciągającej się – koszmar, który się kiedyś dawno temu skończył. Ha! Skończył, nie skończył, bo co prawda w Szwajcarii w lokalach zamkniętych się nie pali, ale już w miejscach publicznych – jak najbardziej. A do najbardziej publicznych miejsc publicznych należą np. przystanki autobusowe i perony dworcowe. Nawet te pod zamkniętym dachem, hulaj tam sobie duszo papierosowo ile wlezie, zakazu nie ma i ci wolno. Niestety.

5.Zasady są dla zasad z zasadowości.

Stosowana jest przy tym często zasada (a jakżeby) aninajotowości. Choćbyś się człowieku nie wiem jak gimnastykował, przekonywał, próbował dogadać i oczarować uśmiechem – nie ma szans. Ani na jotę nie odpuszczą, jak coś jest ustalone, to ma być tak i nie inaczej, bo tak jest ustalone.

6.Nie można zjeść własnego batonika w restauracji

To niby oczywiste, w końcu nie po to się idzie do restauracji, żeby jeść tam swoje batoniki. Ale jak jesteś na nartach wysoko w górach, idziesz do knajpy, żeby się ogrzać i coś zjeść, a tam na widok herbaty i ewentualnie zimnego piwa w menu kiszki marsza grają na werblach, to by człowiek chciał do tego piwa chociaż kawałek ciastka lub czekolady z plecaka przegryźć. Nie da się. Wyproszą, poinformują, że własnego jedzenia nie wolno. Nie, bo nie.

7. Żeby przejść na zielonym trzeba być sprinterem w siedmiomilowych butach

Ja nie wiem, czy tylko w Bernie tak wszyscy rączo przebiegają przez skrzyżowania, ale ja zazwyczaj nie zdążę. Zanim włączę pierwszy bieg w wózku pisklęcia  już mi tu żółte migocze i gada z połowy ulicy: ruchy, kluchy leniwe….

8. Na basenie prysznice sprzątają faceci

Nie to, żebym ja jakoś bardzo pruderyjna była, bądź też swojej feministości się wyrzekła, w końcu wychowałam się na Czterdziestolatku i ja kobieta pracująca jestem, żadnej pracy się nie boję,  jednak mi trochę przeszkadza pan w gumiakach i z wężem biegający pod prysznicami damskimi na basenie. Ja rozumiem, że poprawność polityczna, nawet karteczkę na ścianie zrozumiałam po germańsku, że to „z powodów zawodowych” męska część załogi pracuje w damskiej przebieralni, a jednak trochę mi głupio świecić gołą pupą przed uśmiechniętym panem sprzątającym. Mimo, że bardzo uprzejmy jest, zawsze mówi dzień dobry i dziękuję…

9. Grzebią w śmieciach

Nie, żeby dla przyjemności. Jak najbardziej całkiem służbowo i jeszcze ktoś im za to płaci pensję. Bo w Szwajcarii widzicie system jest taki, że śmieci można wyrzucać tylko w specjalnie do tego celu oznakowanych workach. I co za problem, powiecie? Jak w zwykłej reklamówce się wyrzuci, to coś się stanie? Ano stanie się, bo po pierwsze: nie wezmą. Po drugie: zostawią kartkę, żeby wyrzucać tylko w tych ustalonych. Po trzecie: przegrzebią raz i drugi, zrobią wywiad środowiskowy u dozorcy i znajdą winnego. A po czwarte i finito: wlepią karę taką, że już się odechce komuś reklamówek używać.

  1. Ubezpieczenie zdrowotne jest od tego, żeby i tak za wszystko płacić samemu

Ten system w teorii działa tak: Wybierasz sobie jedną z prywatnych kas chorych, opłacasz w niej miesięczne składki, a jak jesteś chory to kasa zwraca ci za wizyty u lekarza i lekarstwa. ALE… jest jedno, za to bardzo duże ALE. Otóż w kosztach leczenia zawsze jest minimalny udział własny. Niby minimalny, a ceny za usługi lekarskie bajońskie, ale często nie zdąży się do tego minimalnego poziomu dojechać w ciągu roku. A od Sylwestra licznik bije na nowo. Poza tym życie nie byłoby takie piękne, gdyby się kasy chorych nie zabezpieczały: a tu limicik na dentystę inny, a za rehabilitację inny, a tu badania profilaktyczne w limicik nie wchodzą, a tu za lekarstwa zwracają, ale akurat nie za te. I tak do końca nigdy człowiek nie wie ile i za co zapłaci. Chyba, że dostanie zawału serca od wysokości rachunku. Wtedy duża szansa, że poleci po kieszeni ubezpieczenia.

11. Klient sam sobie panem

Uprzejmość tak, jak najbardziej. Ale konkurencyjność i walka o klienta? A, to nie nie, dziękujemy. My się o klienta bić nie będziemy, jak ma problem, to jego problem. I tak z nami zostanie na wieki wieków amen, bez względu na to, czy się nim zajmiemy, czy nie. Takie właśnie podejście do klientów i lojalności ma większość firm w Szwajcarii. Rabaty i gratisy na zachętę jeszcze znają, ale żeby gdzieś książkę skarg i zażaleń wywiesić – to już nieznany nikomu tutaj kosmos. Składanie reklamacji jest równie bezcelowe, co grożenie odejściem do konkurencji. Większość Szwajcarów jest niemoralnie lojalna, przez lata tkwią w układach, które wcale nie są dla nich korzystne i chyba boją się wykłócać o swoje, żeby się firma na nich nie obraziła.

12. Brak ozdób świątecznych w mieszkaniach

Tak, wiem, że dopiero co lato się skończyło, ale w zeszłym roku na Boże Narodzenie tak mną to trzasnęło, że do tej pory nie mogę się pozbierać. Mikołaj idzie, śnieg sypie, dżingel bells i takie tam, a tu w stolicy żadnej choinki w oknie, żadnego rozświetlonego lampeczkami balkonu. No smutno tak jakoś, bez żadnych dekoracji? Podobno na prowincji jest lepiej, tam gdzieniegdzie chińskie ledówki błysną okiem ku uciesze zawiedzionej polskiej gawiedzi. To może w tym roku kolejną świecką tradycję zaimportuję do Szwajcarii. W zeszłym roku na Święta było Last Christmass, to w tym woku Las Vegas w oknie.
Z jesiennym Czuwaj,
Maruda

0 odpowiedzi na “E tam panie, lepiej nie mówić, czyli co mi się nie podoba w Szwajcarii”

  1. Nie lubią niepełnosprawnych. W komunikacji miejskiej nie ma nalepek z wydzielonymi miejscami. Nikt nie ustąpi mi miejsca, mimo, że jestem o kulach. Jeśli chodzę o kulach jestem wyśmiewana i zmuszania do 'ćwiczenia chodzenia bez kul’. Nie chodzą do lekarza bo to niby wstyd, a potem cierpią w domowych zakamarkach.
    Palą papierosy nawet w zamkniętych lokalach. Jest po prostu wywieszka, że to dla palących. A i tak śmierdzi na cały lokal. Na peronach też, stoi człowiek w tym smrodzie wśród petów na podłodze.
    Tak, zamiast normalnych schronisk są restauracje.
    Dodam jeszcze słabo rozwiniętą sieć ICT. Bardzo słabe łącza, w większości nie można dogadać się e-mailowo, preferują telefonowanie, no bo każdy ma telefon domowy.
    W firmie nie jest ważny pracownik, brak pozapłacowych systemów motywacyjnych czy benefitów.
    Pływalnie? Stare i zaniedbane.
    W miastach brak parków, skwerów i placów zabaw, może w dużych miastach są, ale ile jest takich miast…
    Kwestia śmieci może była poruszana, ale mi przeszkadza to, że nie ma śmietników, worki wystawiane są na ulicę. Muszę kisić w domu śmieci by zapełnić odpowiedni worek i go wyrzucić odpowiedniego dnia. Zjem rybę np. w sobotę i muszę te odpadki trzymać do piątku, bo wtedy wolno wystawić worek przed blok. A jeśli worek nie jest zapełniony, to tubylcy szwajcarscy wkładają papier i plastik – żeby spalarnie nie upadły.
    To nie narzekanie, ale fakty 🙂

  2. Niestety w 90% absolutnie sie z Panią nie zgadzam.
    Nie bede teraz analizować każdego podpunktu, ale jak na moje oko to jest tu bardzo dużo polskiego niezadowolenia z życia i wszystkiego co nas otacza.
    Może kwestia kantonu?
    W Ticino ustępują miejsca. Ba! Pomogą wózek wnieść do autobusu, w kolejce ustępują miejsca jak z tylu stoi z małym koszykiem.
    Dekoracje świąteczne sa.
    Klienta dopieszczają jak tylko mogą.
    A co do punktu 5. wystarczy uprzejmie poprosić a będzie Ci dane…
    Tyle w temacie.
    Więcej radości i mniej polskiego narzekania życzę.

    1. W Ticino rzeczywiście są dekoracje świąteczne, ja byłam rozczarowana bardzo „nie-świątecznym” Bernem. Co do uprzejmości dla matek z wózkami – tu mam niestety inne doświadczenia, zdarzało się, że część osób nawet nie poczeka, aż wyjadę z autobusu, tylko koniecznie się wciskały między wózek a drzwi autobusu. Porównując do warunków w Polsce – w Warszawie jest pod względem infrastruktury katastrofa, jednak o wiele częściej się zdarza, że ktoś mi przytrzyma drzwi, zapyta czy pomóc wnieść wózek na schody – nie mówiąc już o wspomnianym ustępowaniu miejsca w autobusie.
      ps: Tak, to jest post o polskim narzekaniu 😉 taki był jego główny cel.

Leave a Reply

%d bloggers like this: