Czego się musiałam nauczyć, jako matka szwajcarskiego dziecka?

Moje dziecko zawsze jest brudne

Im bardziej deszczowy i ponury jest dzień, tym więcej moje szwajcarskie dziecko ma zabawy na najbardziej brudnym z możliwych placów zabaw. Takie jest przynajmniej założenie żłobków i przedszkoli.

Ogólnie przyjęta w narodowym referendum polityka prorodzinna mówi, że dzieci, aby się dobrze rozwijały muszą być brudne.

Do realizacji tego szczytnego celu służą oczywiście instrumenty ochronne takie jak kalosze i nieprzemakalne spodnie, ale i tak zdarzają się takie dni, kiedy z uśmiechem pełnym podziwu dla osiągnięć mojego berbecia żłobianka vel przedszkolanka mówi: Tak się dzisiaj dobrze bawił na placu zabaw, że był cały przemoczony, aż po pieluchę!

A ja, jako matka małego Szwajcara muszę pokazać, jaka jestem z tego dumna.

Z drugorodną było mi już łatwiej. Naprawdę?? Zjadała liście z ziemi? O, jak super!!! Tak, ja też uważam, że to słodkie.  

Moje dziecko wcina czekoladę

Mogę być dumna z tego, że przy całej swojej rygorystyczności uchowałam pierworodnego bez słodyczy do 1,5 roku życia.

A potem przyszły Święta Bożego Narodzenia i niekończące się czekoladowe kalendarze adwentowe, przysmaki od Mikołaja i wieczne karmienie dzieci czekoladkami.

Jak się zaczęło, tak trwa.

Taaak.

Mogę oczywiście zastrzec w żłobku, żeby moje dziecko nie jadło słodyczy z innymi berbeciami. A potem wytłumaczyć to dwulatkowi. No to powodzenia.

Ha ha ha, już widzę, jak mi się to udało.

W takim kraju jak Szwajcaria jedzenie czekolady to świętość narodowa i nikt nie widzi w tym nic złego.

Oczywiście nie codziennie i nie w hurtowych ilościach.

Pewnie dlatego wypuszczają potem dzieci na żer brudnych skwerków, żeby ukryć plamy po słodyczach.

Poddałam się, nie będę walczyć z antymaterią. Jak dorośnie będzie sam zmagał się z czekoladoholizmem, jak matka.

Moje dziecko musi mieć matkę kurę i ojca pirata

Do tej pory udawało nam się prześlizgnąć w byle peruce lub śmiesznych okularach, ale w tym roku sprawa robi się poważna.

Jeszcze rok temu mój szwajcarski pisklak, który na jeden dzień karnawału stał się żłobkowym smerfem nie do końca rozumiał, o co kaman. Teraz rozumie już coraz więcej i wstyd być tak nonszalancko nieszwajcarskim i iść na karnawał bez porządnego przebrania.

A karnawał w Szwajcarii to świętość.

Publiczne spędy i pochody organizowane są na przestrzeni stycznia i lutego w niemal co drugim mieście i wsi.

Głupio Ci być kurczakiem lub dinozaurem?

Ha! Pomyśl, jak głupio Ci będzie, jak wszyscy wokół Ciebie są przebrani, a ty nie. Nic to, trzeba zainwestować w porządny kostium karnawałowy.

Pocieszające jest tylko to, że dorośli Helweci nadal czują miętę do dziecięcych przebieranek i po zmroku wciąż udają Indianina lub rybę zalewając przez pół nocy robaka. Może ten zalany robak mi pomoże uporać się z psychiczną traumą po byciu kurą.

Moje praworządnie szwajcarskie dziecko wymusza na mnie bycie praworządnie szwajcarską matką

Koniec cwaniakowania po warszawsku.

Od kiedy berbeć rozumie, że „czerwony ludzik mówi stop, zielony ludzik mówi idź” nie wolno mi przejść na czerwonym świetle na pasach, nawet jak pustki i wiatr hula dookoła. Zostanę ofukana i będzie mi to wypominane przy każdym następnym przejściu.

Dotyczy to też zwykłych bezludzikowych pasów i z całym rygorem respektowanej w Szwajcarii zasady, że pieszego ZAWSZE i BEZ GADANIA się przepuszcza.

Moje rowerowe „jeszcze się zmieszczę” zanim ktoś dojdzie do pasów zostało zamienione na „naciskaj matka na hamulec”. Czujne dwie pary oczu z rowerowej przyczepki wszystko widzą i wszystko doniosą.

Moje dziecko ma kask zamiast głowy

Szwajcarskie pisklaki są mocno rozbrykane i mają dużą dozę swobody w zabawie, ale bezpieczeństwo stawia się na pierwszym miejscu. Dzieci na rowerach, fotelikach rowerowych i w przyczepkach mają prawie zawsze kaski – nie mówiąc już o nartach, czy łyżwach.

Ale kaski są też przyklejone do głów śmigających na hulajnogach dwulatków (tak, tak – dwulatków!) czy też berbeci wiszących na linowych drabinkach w małpim gaju. Możesz włazić, skakać, wisieć do góry głową i nawet spaść – bo od tego masz kask.

Przekłada się to też na fakt, że zamiast głowy kask mam ja.

Bo skoro on w kasku wszędzie, to dlaczego mamusia nie?

Muszę przyznać, że to wyjątkowo nielubiany przeze mnie element garderoby i chociaż przez większość swojego hmm..stoletniego rowerowego życia uchowałam się bez kasku, to teraz muszę karnie służyć przykładem.

A propos hulajnogi, to to wyjątkowo rozpowszechniony w Bernie środek transportu dziecięco-młodzieżowego. U was też tak jest? Jak tak dalej pójdzie to jeszcze mi przyjdzie na stare lata uczyć się jeździć na hulajnodze. W kasku.

To tylko tyle?

Lista krótka, ale to dopiero początek… Ciekawe, jaka będzie ze mnie Matka Polka, jak kurczaki pójdą do szkoły i zaczną mi z kolegami świergolić w domu w bärnduutsch.


Będę im serwowała kanapki posypane serem do fondue (jak pewien znany polsko-szwajcarski bloger parentigowy), czy też lepiła pierogi z kapustą i uczyła śpiewać Sto lat nad kompotem z jabłek.

A wy? Jak bardzo zmieniliście się jako rodzice wychowujący swoje dzieci w Szwajcarii?

Ja to chyba jakaś spaczona blogerka jestem, bo miało być o Szwajcarii, a ja o tych dzieciach i dzieciach. No nic, skoro lubicie czytać, to tu jest jeszcze trochę:

To jak panie kierowniku, robić? Robić, robić, panowie- ale dzieci!
Czym się różnią polskie dzieci od szwajcarskich?
9 nostalgicznych wspomnień o dorastaniu w Szwajcarii. Tfu, w Polsce 
Dlaczego fajnie jest mieć dzieci w Bernie?
Szpieg z krainy deszczowców w poszukiwaniu Putina na szwajcarskiej porodówce

Ps: Dzisiejszy post powstał spontanicznie jako hołd dla jedynego szwajcarsko-ojcowsko-parentingowego bloga o nazwie Paparentaladvisory, który w styczniu 2018 r zakończył swoją aktywność aktywną na rzecz aktywności biernej.
Lambert, do zobaczenia na nowym blogu Swiss Tales – Współczenie opowieści ze Szwajcarii.

Powodzenia!

 

Jeżeli spodobał Ci się ten post, zapisz się do newslettera.

Możesz go też ocenić za pomocą gwiazdek, albo podzielić się nim ze znajomymi. Służą do tego takie śmieszne kolorowe guziczki na dole strony.

[kkstarratings]

6 odpowiedzi na “Czego się musiałam nauczyć, jako matka szwajcarskiego dziecka?”

  1. Cenne spostrzezenia…?moje jako mamy 6 letniej Émilie (po prostu Emi) sa podobne… moze jeszcze dodam, ze często nie rozumiem mojego dziecka jak mówi po berneńsku, choć rozmawiamy jak najwięcej po polsku… przestawiłam się juz jedzenie o 12 ( dlugo z tym walczylam, ale od kiedy zaczal się Kindergarden, to poddalam się…)
    Karolina z Berna

    1. Wlasnie ostatnio myślałam o tym tekście, widząc moje dzieci w błocie po zabawie w piaskownicy z kranikiem.. ciekawe, czy bym tak samo luzacko zareagowała, gdyby wychowywały się w Polsce ? to musimy się kiedyś umówić na kawę w Bernie ?

      1. Bardzo chętnie kawa. Ja mieszkam w Breinterain. Chętnie prześlę kontakt na prive’a. Niestety nie udało mi się napisać wiadomości przez zakladkę kontakt. Pozdrawiam w ten deszczowy ranek, dziecko do przedszkola juz dostarczone, mila poranna kawa zakończona ?

  2. Sa i pozytywy w tym Szwajcarskim stylu zycia:
    Przynajmniej zaoszczedzisz na proszkach do prania ?
    Przynajmniej nie powinnaś narzekać ?

Leave a Reply

%d bloggers like this: